Licznik Geigera

O „Pikniku na skraju drogi” słów kilka

Fot. Jacek Domaradzki

Powieść „Piknik na skraju drogi” autorstwa rosyjskich pisarzy fantastyki naukowej, Arkadija i Borysa Strugackich, powstała na długo przed czarnobylską awarią, ale to w niej po raz pierwszy pojawiają dwa pojęcia: Stalker i Strefa. O tej książce i jej wpływie na współczesną kulturę opowiada Jacek Domaradzki.

„Pożegnawszy się z Madame i uścisnąwszy rękę Benniego, Nunnun pojechał prosto do »Barge« . Całe nieszczęście w tym, myślał, że nie dostrzegamy, jak mijają lata. Co tam zresztą lata — nie dostrzegamy, jak wszystko się zmienia. Wiemy, że wszystko się zmienia, uczą nas od dzieciństwa, że wszystko się zmienia, po wielokroć widzieliśmy na własne oczy, jak wszystko się zmienia, i jednocześnie jesteśmy absolutnie niezdolni do zauważenia tego momentu, kiedy zachodzi zmiana, albo też szukamy zmiany nie tam, gdzie należy. Oto mamy już nowych stalkerów — uzbrojonych w cybernetykę. Dawny stalker był brudnym, ponurym facetem, który ze zwierzęcym uporem milimetr za milimetrem pełzał na brzuchu po Strefie zarabiając swoją dolę. Nowy stalker to playboy w krawacie, inżynier, siedzi sobie gdzieś o kilometr od Strefy, papieros w zębach, pod ręką szklanka z orzeźwiającym płynem — siedzi i patrzy na ekrany. Dżentelmen na posadzie. […]”
 
„– Tak. Wszystko byłoby znakomicie, gdybyśmy wiedzieli, co to takiego rozum.
– A czy nie wiemy? – zdziwił się Nunnun.
– Wyobraź sobie, że nie. Zwykle punktem wyjścia jest niezmiernie prymitywne założenie: rozum jest to ta właściwość człowieka, która różni jego działanie od działania zwierząt. Taka, rozumiesz mnie próba odgraniczenia właściciela od jego psa, który jakoby wszystko rozumie, tylko nie potrafi powiedzieć. Zresztą z tej prymitywnej definicji wynikają logicznie inne, ciekawsze. Bazują one na gorzkich, wnioskach z obserwacji wspomnianej już działalności człowieka. Na przykład: rozumem nazywamy zdolność żywej istoty do popełniania uczynków niecelowych i pozbawionych wszelkiego sensu.
– Tak, to o nas – zgodził się Nunnun.
– Niestety. Albo, powiedzmy, definicja – hipoteza. Rozum jest to skomplikowany instynkt, który się jeszcze ostatecznie nie ukształtował. Przyjmujemy, że instynktowna działalność jest zawsze racjonalna i celowa. Upłynie milion lat, instynkt ukształtuje się ostatecznie i wtedy przestaniemy popełniać błędy, która to umiejętność stanowi zapewne immanentną cząstkę rozumu. I wówczas, jeżeli coś się zmieni we wszechświecie, spokojnie sobie wymrzemy – właśnie dlatego, że oduczyliśmy się popełniać błędy, to znaczy wypróbowywać różne, nie przewidziane rygorystycznym programem warianty.
– W twojej interpretacji to wszystko wygląda jakoś obraźliwie.
– Proszę bardzo, służę ci następną definicją, niezmiernie wzniosłą i szlachetną. Rozum jest to umiejętność wykorzystywania potencjału otaczającego nas świata, bez uciekania się zniszczenia tego świata.
Nunnun skrzywił się i pokręcił głową.
– Nie – powiedział. – To nie o nas… no a co powiesz o twierdzeniu, że człowiek w odróżnieniu od zwierząt odczuwa nieprzepartą potrzebę wiedzy? Gdzieś o tym czytałem.
– Ja również – powiedział Walentin. – Ale całe nieszczęście polega na tym, że człowiek, a w każdym razie ludzkość w swojej masie, bez trudu przezwycięża tę swoją potrzebę wiedzy. Moim zdaniem taka potrzeba w ogóle nie istnieje. Istnieje potrzeba zrozumienia świata, a do tego wiedza nie jest potrzebna. Dla przykładu — hipoteza o Bogu daje z niczym nieporównywalną możliwość zrozumienia absolutnie wszystkiego, absolutnie niczego się nie dowiadując… Daj człowiekowi maksymalnie uproszczony model świata i interpretuj każde wydarzenie w oparciu o ten uproszczony system. Takie podejście do problemu nie wymaga żadnej wiedzy. Kilka wyuczonych formułek plus tak zwana intuicja, i tak zwany zmysł praktyczny, i tak zwany zdrowy rozsądek.
– Poczekaj – powiedział Nunnun. Dopił piwo i z hałasem postawił pusty kufel na stole. – Nie odbiegajmy od tematu. Na przykład: człowiek spotyka istotę z innej planety. Jak poznają, że obaj są rozumni?
– Nie mam pojęcia – oświadczył ubawiony Walentin. – Wszystko, co czytałem na ten temat, sprowadza się do błędnego koła. Jeżeli oboje są zdolni do nawiązania kontaktu, to znaczy, że są rozumni. I na odwrót – jeżeli są rozumni, to są zdolni do nawiązania kontaktu. Uogólniając – jeżeli istota z innej planety ma honor posiadać ludzką psychikę, to znaczy, że jest rozumna. Tak to wygląda. […]”
 
To dwa fragmenty powieści „Piknik na skraju drogi” autorstwa rosyjskich pisarzy fantastyki naukowej, Arkadija i Borysa Strugackich, wydanej w 1972 roku (Polski przekład autorstwa Ireny Lewandowskiej, wydany przez Wydawnictwo „Iskry”, pochodzi z 1974 r.). To właśnie wtedy, na długo przed czarnobylską awarią, pojawiają się po raz pierwszy dwa pojęcia: Stalker i Strefa.
 
Jaką więc genezę ma niesławna Strefa? To miejsce (czy raczej miejsca, bo jest ich sześć) lądowania obcych. Pewnego dnia przylecieli oni na Ziemię i – w ogóle się z ludźmi nie kontaktując – po pewnym czasie opuścili nasz glob, zostawiając po sobie… No właśnie, co? Składnicę skarbów jako dar dla ludzkości czy śmietnik na skraju lasu? Oto pytanie, które dręczy naukowców na łamach powieści… Stąd też ów zaskakujący tytuł – „Piknik na skraju drogi”.
 
To właśnie napięcie budowane wokół Strefy i historii penetrujących jej stalkerów, z naciskiem na postać Rudego, stanowi o sukcesie powieści. Strefa została ukazana w sposób tak niezwykły, że budzi w czytelniku niepokój i strach, a jednocześnie staje się miejscem pożądania. Takim, które chciałoby się choć raz odwiedzić, choćby za cenę życia. Kto po lekturze nie stwierdziłby, że z chęcią sprawdzi się u boku Reda na wyprawie w głąb Strefy?
 
Cała powieść napisana jest w bardzo specyficznym stylu – dialogi wydają się momentami mało naturalne, ale to wcale nie przeszkadza w odbiorze całości. Język jest twardy i męski, czyli jest dokładnie taki jaki powinien być. Podobnież, ukazane postacie to awanturnicy i twardziele zalewający ból świata w podłej knajpie. Nie przyznają się do strachu, robią pokątne interesy. I jest w tym jakiś prawdziwy urok. Coś co sprawia, że sami z chęcią usiądziemy razem z nimi.
 
Strefy – miejsca chwilowego postoju obcych – stają się dla ludzkości miejscami pełnymi tajemnic. Znaleźć tam można różne przedziwne artefakty niewiadomego przeznaczenia. Być może faktycznie są to śmieci innej cywilizacji, lecz część z nich wpływa na rozwój naszej. Niestety Strefa to miejsce szalenie niebezpieczne, pełne zdradliwych anomalii, którym stalkerzy nadali odpowiednie nazwy. Mamy więc ognisty puch, diabelską kapustę, morską trawę, łysicę czy wyżymaczkę. Mało tego, ludzie blisko stref mutują, a martwi powracają do życia jako tajemnicze fantomy…
 
„Piknik” czyta się znakomicie, ale nie jest to książka akcji, co warto zaznaczyć młodym ludziom wychowanym na grach. Powieść najlepiej określić jako odmianę psychologicznej science fiction. Jej bohaterowie stawiają sobie i nam trudne pytania o naturę rzeczy. Obserwujemy też, jak w środowisku stalkerów rodzi się nowa mitologia oparta na doświadczeniach ze Strefy…
 
Dzieło Arkadija i Borysa to również kawał porządnej prozy psychologicznej. Autorzy najmocniej skoncentrowali się na przeżyciach stalkerów, a więc ludzi, dla których widmo śmierci to chleb powszedni. W sposób interesujący zostały ukazane bodźce, jakie popychają śmiałków do uprawiania tego ryzykownego zawodu. Strugaccy świetnie odmalowują także socjologiczne aspekty pozaziemskiego kontaktu. Strefa, a więc obca narośl na ziemskim ciele, niemożliwa do zasymilowania, poczyna obrastać ludzką działalnością – nauka, przemysł, a nawet rozrywka zacieśniają ludzki krąg wokół Strefy, krok po kroku ją absorbując, wchłaniając do rodzimej codzienności. Prezentowana przez Strugackich wizja jest wyjątkowa i wydaje mi się, że właśnie to nieszablonowe podejście czyni lekturę tej książki niezapomnianą i wyjątkową.
 
Film „Czarny szlak ebonitu” jest mocno osadzony w takiej tematyce, to fanowski projekt na motywach powieści „Pikniku na skraju drogi” braci Strugackich, czerpiący również z utworzonego na na jego kanwie uniwersum „S.T.A.L.K.E.R.a”.
 
„Czarny szlak ebonitu” opowiada historię tajemniczego Pustelnika, który żyje gdzieś na obrzeżach zrujnowanego świata. W ukrytym pod ziemią niewielkim bunkrze przeciwatomowym buduje coś, co może okazać się dla niego wybawieniem i powrotem do przeszłości. Aby jednak zebrać materiały potrzebne na budowę, musi wyjść na zewnątrz. A tam oprócz radioaktywnej atmosfery, czyha na niego wiele niebezpieczeństw.
 
Główną rolę w filmie zagrał Jacek Dewódzki – były wokalista zespołu Dżem, obecnie wokalista i lider zespołu Revolucja oraz Jacek Dewódzki&Kontrabanda. Reżyserem i scenarzystą jest Wiktor Kiełczykowski, autorem zdjęć Andrzej Szulc, a producentem wykonawczym Jan Kawecki.
 
Zapraszamy do udziału w kolejnym programie z cyklu CZARNOBYLive. W niedzielę, 6 lutego, naszymi gośćmi będą Wiktor Kiełczykowski i Jan Kawecki – twórcy filmu, który miał swoją premierę 2 stycznia 2022 r. Zaczynamy jak zawsze, punktualnie o godz. 19.00. 

Autor opracowania: Jacek Domaradzki