Licznik Geigera

Siergiej Gaszczak: minie co najmniej 50-100 lat, zanim skutki pożaru „rozpłyną się” w nowym życiu

Fot. Siergiej Gaszczak / facebook.com/gaschak
Fot. Siergiej Gaszczak / facebook.com/gaschak

– Zakładam, że obszar, przez który przeszły pożary, wynosi około 20-30 tysięcy hektarów. Ile z nich zostało silnie zniszczonych lub unicestwionych – tego nikt nie wie. To wymaga czasu, faktów i analiz – mówi w rozmowie z Licznikiem Geigera dr Siergiej Gaszczak z Czarnobylskiego Centrum Bezpieczeństwa Jądrowego, Odpadów Radioaktywnych i Radioekologii. Zoolog i radioekolog zaznacza, że kupienie kamer czy dronów nie ochroni lasów w Zonie przed kolejnymi pożarami: „Konieczna jest wymiana »mózgów«, duszy, mentalności ludzi, którzy żyją i – jak im się wydaje – dbają o swoją ziemię. To już nie kwestia systemu przeciwpożarowego. To kwestia kultury ogółu.”

Tomasz Róg: Jak dziś po akcji gaśniczej wygląda Czarnobylska Strefa Wykluczenia? Jest ponuro i smętnie, czy wręcz przeciwnie? Pytam tu o pański ogląd na florę i faunę.

dr Siergiej Gaszczak: Ja bym nie powiedział, że „ponuro, smutno” lub „wręcz przeciwnie”. Na obszarach, gdzie miał miejsce pożar, wszystko wygląda zupełnie inaczej niż przed pożarem. Po pierwsze, zmienił się emocjonalny, subiektywny komponent. Przyzwyczaiłem się do myśli, że wybuchł pożar. Poza tym, udało mi się wiele rzeczy zobaczyć. Teraz wszystko, z reguły, jest wyczekiwane. Teraz łatwiej to dostrzec. I ja wcześniej starałem się patrzeć na sprawy jako uczony, a teraz – jeszcze bardziej. Teraz staram się zrozumieć, co się stało i jakie będą tego konsekwencje.

Są takie miejsca i są one oszałamiająco ogromne, gdzie las obumarł całkowicie. W związku z tym nie może tam być mowy o „naturalnych fluktuacjach”. Tam mamy do czynienia z zerowym punktem odniesienia. Co więcej, wszystko, co nastąpi później, odbędzie się w trakcie bardzo trudnych, długich (i wizualnie „brzydkich”) zmian jednych społeczności w drugie. Sądzę – z tego, co już zdążyłem zobaczyć, i według moich wcześniejszych doświadczeń – że minie co najmniej 50-100 lat, zanim skutki pożaru „rozpłyną się” w nowym życiu. Jest to uzależnione od naturalnego przebiegu wydarzeń. Jeśli człowiek się w to miesza, może to nastąpić szybciej. Ale ja bym wolał naturalny bieg.

Jeszcze większą powierzchnię zajmują tereny, gdzie w większości spłonęła dolna warstwa lasu (górna warstwa leśnej ściółki, krzewów, jagód, mchów, porostów i wzrostu małych drzew). Główny poziom drzew jest zachowany lub uszkodzony tylko w niektórych miejscach. Zasadniczo obszary te powrócą do warunkowo normalnego stanu w najbliższych latach. „Warunkowo”, ponieważ będzie to tylko efekt wizualny dla niewtajemniczonych. W rzeczywistości pożar zniszczył cały ekosystem – podstawę istnienia ogromnej liczby gatunków zwierząt i roślin, związanych z mchami, ściółką, rozkładającym się drewnem, jagodami itp. Odrodzenie zajmie im wiele lat – może 10-20 i to w sprzyjających warunkach klimatycznych. Podejrzewam, że ogromna ilość węgla, popiołu, przedostała się do gleby, gdzie może mieć tymczasowy wpływ na warunki chemiczne, a co za tym idzie na aktywność mikroflory glebowej i rozwój roślin. Niektóre gatunki mogą cierpieć z powodu tak nagłych zmian.

Osobno chcę powiedzieć o obszarach starych mokradeł i bagnisk. W normalnych warunkach one zawierają ogromną, bardzo grubą warstwę nierozłożonej materii organicznej. To cały ekosystem. Ekosystem bardzo cenny dla Polesia. To także naturalny akumulator wody. Zapewniają one życie ogromnej liczbie organizmów, które mogą żyć tylko na bagnach. Na początku pożarów większość tych obszarów cierpiała z powodu odwodnienia. Przedłużający się brak opadów spowodował, że stały się one materiałem palnym. W wielu miejscach spłonęły one do dna, odsłaniając korzenie drzew. Drzewa się przewróciły. Torf wciąż płonął i to nawet 10-14 dni po pożarze. Teraz tego wszystkiego nie będzie. „Zdrowe” mokradła powstają w ciągu stuleci! W obecności wody. A teraz występują problemy z opadami, poziom wód gruntowych jest niski. Perspektywy nie są zbyt jasne.

Jest jeszcze jedna kategoria ziem, które zostały dotknięte pożarem. Formalnie na papierze to grunty nieleśne. To dawne tereny rolnicze, łąki, które od 35 lat porosły brzozami, sosnami, osikami i wierzbami. Wydaje się, że leśnicy, szacując wielkość strat, w ogóle nie uwzględniają tych ziem. I to jest złe. Są to jedne z najbardziej bogatych gatunkowo siedlisk. Zamieszkują je zwierzęta i rośliny, które potrzebują przestrzeni na łąkach, rzadkich drzew i zarośli. Tam ogień spalił połacie suchych traw, które nagromadziły się latami i służyły jako siedlisko dla wielu gatunków, w tym tak ważnych dla regionu zapylaczy, jak trzmiele. Ich gniazda znajdują się w górnej warstwie darni. Pożar także unicestwił młode sosny, które są ulubionym przysmakiem dla łosi, uszkodził młode brzozy i osiki, które są równie ważnym składnikami paszy dla zwierząt kopytnych. Na nizinach zniszczył także wszystkie trzciny, gdzie również żyło wiele gatunków zwierząt. Gdyby spłonęły dziesiątki hektarów, byłoby to niezauważalne. Ale mówimy o tysiącach hektarów. To oznacza, że wszystko, co nie zginęło lub nie ucierpiało w wyniku bezpośredniego działania ognia, straciło swoje zwykłe środowisko i jest zmuszone szukać nowych siedlisk w odległych obszarach. Większość łąk i trzcinowisk na bagniskach odzyska prawie taki sam wygląd w najbliższych miesiącach. Kłącza traw dobrze się zachowały i już wypuszczają nowe pędy. Łąki już wglądają na zielone. Ale uszkodzone drzewo umrze, o ile już nie umarło, a jego odrodzenie zajmie lata. Oznacza to, że to będzie już inna łąka, która – że tak powiem – będzie cofnięta w rozwoju na 5-10 lat.

Gdyby spłonęły dziesiątki hektarów, byłoby to niezauważalne. Ale mówimy o tysiącach hektarów. To oznacza, że wszystko, co nie zginęło lub nie ucierpiało w wyniku bezpośredniego działania ognia, straciło swoje zwykłe środowisko i jest zmuszone szukać nowych siedlisk w odległych obszarach.

Na pozostałych terenach bez zmian. Wiosna szybko się rozwija, szczególnie po deszczu. Ptaki śpiewają, drzewa kwitną. Nawet na pogorzeliskach, gdzie nie nastąpiło całkowite unicestwienie drzewostanów, widoczne są ślady zwierząt. Spotkałem już jelenie i sarnę, widziałem nawet głuszca.

Dyrektor Czarnobylskiego Radiacyjno-Ekologicznego Rezerwatu Biosfery Aleksandr Gałuszczenko stwierdził, że według wstępnych szacunków pożary dotknęły 11,5 tysiąca hektarów terytorium. Z kolei deputowany Rady Najwyższej Ukrainy Ihor Krywoszejew mówił o 60 tysiącach hektarów. Czy już wiemy dokładnie, jaki obszar został objęty ogniem?

Nie. Jeszcze tego nie wiemy. W przypadku tak ogromnego terytorium i bardzo trudnego do przemieszczania się w celu zbadania obszaru nie jest możliwe oszacowanie w ciągu kilku dni. W najlepszym wypadku zajmie to kilka miesięcy pracy w dużych zespołach, w tym pracy w terenie i analizy satelitarnych obrazów wielospektralnych. Wiele zależy o tego, czy jest sens przywiązywać się do konkretnych liczb. Obszar objęty pożarem to jedno. Obszar terenów leśnych to drugie. Obszar pogorzelisk to trzecie. Jest też obszar rezerwatu i obszar całej strefy wykluczenia. I tak dalej. Zakładam, że obszar, przez który przeszły pożary, wynosi około 20-30 tysięcy hektarów. Ile z nich zostało silnie zniszczonych lub unicestwionych – tego nikt nie wie. To wymaga czasu, faktów i analiz.

Czy przeprowadził Pan audyt miejsc, w których naukowcy obserwowali i badali faunę i florę? Gdzie i jakie są największe straty? Całkowite spalenie „Zrudziałego lasu” to fakt.

Tak, „Zrudziały las”, który był poligonem radioekologicznych badań w centralnej części strefy, praktycznie przestał istnieć. Promieniowanie pozostało, pozostały także niektóre skupiska brzóz. Nie wiem, jak ten obszar będzie się dalej rozwijał. Byłem tam tylko jeden raz po pożarze, bo miałem i inne zmartwienia. W przyszłości będę wiedzieć więcej. Na pozostałych terenach najgorsza wydaje się sytuacja w lasach sosnowych, które dostały się w płomienie z powodu silnego wiatru. Przy względnie spokojnej pogodzie był tylko pożar przy podłożu, niektóre sosny przeżyły. Obawiam się, że pożary spowodowały poważne szkody na niektórych bagniskach i w podmokłych lasach, które w ostatnich latach mocno wysychały.

„Zrudziały las”, który był poligonem radioekologicznych badań w centralnej części strefy, praktycznie przestał istnieć. Promieniowanie pozostało, pozostały także niektóre skupiska brzóz. Nie wiem, jak ten obszar będzie się dalej rozwijał.

Opisał Pan na swoim profilu na Facebooku historię starego konia Przewalskiego, który mieszkał samotnie w stodole, która niestety spłonęła w trakcie pożarów. Czy udało się Panu odnaleźć tego „kopytnego” seniora?

Tak. Widziałem tego ogiera już po pożarze. Przebywał w rejonie, gdzie znajdowało się jego gospodarstwo. Myślę, że wciąż tam jest. Mniej więcej w tym miejscu, gdzie spłonęła farma, była granica pożaru. Dalej łąki się zachowały, więc mało prawdopodobne jest, aby gdziekolwiek indziej poszedł.

Porozmawiajmy teraz o „czynniku ludzkim”. To, że pożary się powtórzą, jest pewne. Ale czy ten ostatni coś nauczy osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo pożarowe? Wcześniejsze pożary miały miejsce w 2015, 2016 i 2018 r. i chyba niewiele się zmieniło – służby leśne nie wyciągnęły żadnych wniosków.

Niestety w tym względzie jestem pesymistą. Warunki, w których rozwijał się kraj przez ostatnie 40-50 lat, nie pozostawiają żadnej nadziei. Nie sądzę, żeby coś zmieniło się na lepsze. Niestabilność gospodarcza i polityczna nie stwarza warunków, aby ludzie – od prostego, wiejskiego chłopa lub leśniczego, po najwyższe kierownictwo państwa – nauczyli się poszanowania i utrzymania porządku, prawa itd. Każdy żyje, jak tylko może i jak tylko chce. Terytorium Ukrainy płonęło i będzie płonąć.

Warunki, w których rozwijał się kraj przez ostatnie 40-50 lat, nie pozostawiają żadnej nadziei. Nie sądzę, żeby coś zmieniło się na lepsze. Niestabilność gospodarcza i polityczna nie stwarza warunków, aby ludzie – od prostego, wiejskiego chłopa lub leśniczego, po najwyższe kierownictwo państwa – nauczyli się poszanowania i utrzymania porządku, prawa itd.

Teraz zarząd strefy wykluczenia obiecuje inwestycje w kamery i drony. Czy to uchroni las? Nie jestem ekspertem, ale myślę, że powinni zacząć od kontroli leśnych dróg i pasów przeciwpożarowych. Gdy ostatni raz byłem w Zonie, jesienią 2019 r., te pasy przypominały bardziej młode lasy…

Oczywiście, że żadne drony i kamery nie uchronią lasów. W dawnych, sowieckich czasach te współczesne rzeczy nie istniały, a lasy nie płonęły na taką skalę. A leśne przecinki czy orki pasów przeciwpożarowych nie pomogą. Gdy las płonie, to trudno ogień zatrzymać. Konieczna jest wymiana „mózgów”, duszy, mentalności ludzi, którzy żyją i – jak im się wydaje – dbają o swoją ziemię. To już nie kwestia systemu przeciwpożarowego. To kwestia kultury ogółu. Teraz większość ludzi ma jeden cel: wziąć w dowolny sposób co się chce, a co będzie dalej, to już nie ich problem.

A jakie wyzwania stoją dziś przed przyrodą? Ile czasu zajmie jej powrót do „względnej stabilności”?

O tych wyzwaniach opowiedziałem już wcześniej. Mogę tylko dodać, że podczas akcji gaśniczej ludzie zostawiali za sobą ogromne ilości śmieci. Widok stosów śmieci w rezerwacie jest nie tylko dziwny i nieprzyjemny. To także problem dla zwierząt. Coś trzeba z tym zrobić. Śmieci muszą zostać usunięte.

(…) podczas akcji gaśniczej ludzie zostawiali za sobą ogromne ilości śmieci. Widok stosów śmieci w rezerwacie jest nie tylko dziwny i nieprzyjemny. To także problem dla zwierząt. Coś trzeba z tym zrobić. Śmieci muszą zostać usunięte.

A jakie wyzwania stoją przed naukowcami – specjalistami ds. radioekologii czy przyrodnikami?

Mojej organizacji zadań związanych z konsekwencjami pożaru nikt bezpośrednio nie wyznaczył. Państwo powierzyło to zadanie rezerwatowi, a jeszcze komuś innemu – ocenę skutków. Zostałem zapytany, czy chciałbym wziąć udział w takiej pracy. Przyznaję, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony, rozumiem, że tak naprawdę tak należy postąpić. Konieczne jest zebranie grupy ekspertów, praca nad gromadzeniem i analizą materiałów, a także wyciągnięcie wniosków. Ale znając sytuację w kraju i w Zonie, podejrzewam, że to tylko mydlenie oczu. Nikt nie będzie finansować tych prac, ani też nie podejdzie poważnie do ich wyników, a tym bardziej do wyciągnięcia wniosków i zmiany systemu zarządzania strefą wykluczenia. Będzie to kolejna fikcja. Przyroda jakoś się będzie rozwijać, żebyśmy tylko jej nie przeszkadzali. Za 10 lat, jeśli nie będzie kolejnych pożarów, niewiele osób będzie się martwić o system przeciwpożarowy, działania i kulturę zachowania. Naukowcy są zainteresowani strefą wykluczenia nawet w takim stanie. Czy znajdą się fundusze, aby badać jej przyrodę, sukcesje pirogeniczne, skutki pożaru itd.? To drugie i całkowicie niejasne pytanie. Teraz pozostało i mało naukowców, i mało kto bierze ich opinie pod uwagę. Tak więc głównym zadaniem radioekologów, przyrodników jest przetrwanie i znalezienie pieniędzy.

Nikt nie będzie finansować tych prac, ani też nie podejdzie poważnie do ich wyników, a tym bardziej do wyciągnięcia wniosków i zmiany systemu zarządzania strefą wykluczenia. Będzie to kolejna fikcja.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Dziękuję.


dr Siergiej Gaszczak – zoolog, radioekolog, od 1990 r. badacz fauny Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia, zastępca dyrektora ds. naukowych Czarnobylskiego Centrum Bezpieczeństwa Jądrowego, Odpadów Radioaktywnych i Radioekologii.  Autor i współautor blisko 100 publikacji naukowych z zakresu m.in. wpływu promieniowania na organizmy żywe.

Requiem do „Zrudziałego lasu” – artykuł Siergieja Gaszczaka