Licznik Geigera

Siergiej (stalker): kiedy po raz pierwszy trafiłem do Zony, to się popłakałem

Fot. Archiwum Siergieja, stalkera z Kijowa
Fot. Archiwum Siergieja, stalkera z Kijowa

– W moim życiu to było pewne zwycięstwo. Do tej chwili w moim życiu nie układało się najlepiej – mam duże problemy ze zdrowiem. Ale kiedy po raz pierwszy poszedłem do Strefy, stanąłem na dachu jednego z budynków w Prypeci i spojrzałem na elektrownię jądrową, to się popłakałem i powiedziałem sobie: “Jestem lepszy niż myślałem! Mogę więcej” – stwierdził w rozmowie z Licznikiem Geigera Siergiej, stalker z Kijowa. 25-letni student znany jest m.in. z akcji oczyszczania Prypeci ze śmieci i graffiti. – Likwiduję tylko to, co robią głupi ludzie i najczęściej są to osoby z legalnych wycieczek, które nie widzą w tym mieście żadnej wartości. (…) Rozumiem, że wszystko niszczeje, ale chciałbym, żeby te wszystkie miejsca były bez napisów i grafik – zaznaczył.

Tomasz Róg: Zacznę od podstawowego pytania, które zadaję wszystkim swoim rozmówcom. Co dla Ciebie oznacza nazwa Czarnobyl?

Siergiej (stalker): Dla każdego Ukraińca nazwa ta łączy się z awarią z 1986 r. Każdy młody człowiek na Ukrainie wie, że Czarnobyl to nazwa miasta, w którym jest elektrownia jądrowa i promieniowanie. To wszystko. Jednak dla mnie osobiście Czarnobyl to nie tylko miasto jądrowe ale cała Strefa Wykluczenia.

A kiedy po raz pierwszy spotkałeś się z tą nazwą?

Byłem jeszcze małym chłopcem. Miałem wtedy sześć lub siedem lat.

A ile lat masz teraz?

25! A jak byłem małym dzieckiem to po raz pierwszy spotkałem się z nazwą “Czarnobyl” w telewizji. Widziałem również jakieś czasopismo.

A skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie Zoną?

To hobby zaczęło w 2014 r., kiedy ja po raz pierwszy nielegalnie wszedłem do Strefy Wykluczenia. Ja nigdy nie chciałem tam pojechać oficjalnie, bo jak wiadomo to najczęściej jednodniowa wycieczka, a co w ciągu jednego dnia można zobaczyć? Nic. Ja jestem człowiekiem, który lubi robić wszystko po swojemu – pójść tam, gdzie chcę, a nie tam, gdzie mi ktoś każe.

W 2014 r. byłeś po raz pierwszy w Strefie Wykluczenia. Opowiedz trochę o kulisach tej wyprawy. Kolega Cię namówił, Ty kogoś namówiłeś?

Pewnego razu postanowiłem sprawdzić w internecie, czy może jest coś nowego, np. film o Czarnobylu. Wtedy przez przypadek zobaczyłem wideoblog człowieka, który wchodził do Zony nielegalnie. Byłem pod ogromnym wrażeniem. Pytałem sam siebie, czy to jest w ogóle możliwe jeździć do Strefy nielegalnie? Wcześniej słyszałem tylko o tym, że można to zrobić, ale trzeba mieć ludzi, swoje kanały i to dużo kosztuje. W tamtym momencie nielegalna wyprawa do Strefy na cztery dni kosztowałaby mnie trzy moje miesięczne pensje.

Po przyjeździe z rodzinnego Kowla do Kijowa na studia zostałem serwisantem telefonów komórkowych. Mój serwis znajdował się w samym centrum miasta – na Chreszczatyku. Pewnego razu, kiedy do końca dnia pracy zostało mi zaledwie 15 minut, zobaczyłem w serwisie społecznościowym VKontakte taki wpis: “Ja, taki a taki bloger, organizuję wielkie spotkanie na Majdanie.” To był właśnie ten człowiek, który poszedł do Zony nielegalnie i którego filmy zobaczyłem w internecie. Chwilę posiedziałem w ciszy i pomyślałem, że jeśli pójdę na to spotkanie, to skończy się to tym, że potem pójdę do Strefy. I poszedłem.

Dla każdego to będzie coś innego. Strefa Wykluczenia to taki ogromny magnes, który powoduje, że jeśli ty choć jeden raz będziesz w Strefie, to na pewno powrócisz do tego miejsca.

Rozumiem, że nigdy nie byłeś na legalnej wycieczce w Zonie?

Na legalnej nie byłem ani razu.

A ile razy byłeś już w Zonie?

Dokładnie nie pamiętam, ale pięć albo sześć razy.

A dlaczego postanowiłeś zostać stalkerem? Nie boisz się konsekwencji łamania ukraińskiego prawa, kiedy w ten sposób docierasz do Zony?

To dobre pytanie. To jest Ukraina. Strefa to też jest Ukraina. Ja bardzo nie lubię, kiedy moje państwo mówi mi, że ja nie mogę przebywać w tej Strefie, bo tam jest wysokie promieniowanie. To jest moja ziemia, to jest mój kraj. Nie rozumiem takiego podejścia władz. Nie boję się policji, nie boję się promieniowania, bo tam niczego strasznego nie ma. Liczę się z mandatem. Ten mandat kosztuje znacznie mniej niż koszt legalnej wycieczki. Kiedy taka zwykła wycieczka kosztuje 2000 hrywien, to ja za mandat zapłacę 350 hrywien.

A co Ci się najbardziej podoba w Strefie? Przyroda, budynki, historie ludzi?

Dla każdego to będzie coś innego. Strefa Wykluczenia to taki ogromny magnes, który powoduje, że jeśli ty choć jeden raz będziesz w Strefie, to na pewno powrócisz do tego miejsca. Przyroda, budynki, cisza – to wszystko się łączy ze sobą. Ponadto, każdy człowiek ma w swojej duszy pewne myśli, o których nie chce głośno mówić. To bardzo osobiste myśli. Kiedy ja po raz pierwszy trafiłem do Strefy Wykluczenia, to się popłakałem. W moim życiu to było pewne zwycięstwo. Do tej chwili w moim życiu nie układało się najlepiej – mam m.in. duże problemy ze zdrowiem. A kiedy po raz pierwszy pojechałem do Strefy, stanąłem na dachu jednego z budynków w Prypeci i spojrzałem na elektrownię jądrową, to się popłakałem i powiedziałem sobie wtedy: “Jestem lepszy niż myślałem! Mogę więcej!”

Czyli rozumiem, że Zona daje Ci siłę i dzięki niej pokonujesz przeciwności losu?

Tak. Kiedy ty trafisz do Strefy Wykluczenia nielegalnie, to zrozumiesz moje słowa. Kiedy tam będziesz, weźmiesz sobie piwo, staniesz i pomyślisz sobie: “Co ci się przydarzyło przez ostatnich pięć czy sześć lat? Jak było? Było lepiej czy gorzej?”, to wtedy wszystko zrozumiesz. Poczujesz to, co ja wtedy – będąc pierwszy raz – czułem.

A wracając do takich spraw podstawowych. Idąc przez Strefę nie boisz się pić wody, jeść jabłek? Nie obawiasz się dzikich zwierząt?

Co do zwierząt, moja droga przebiega przez takie tereny, gdzie nie ma dzikich zwierząt. Wielkiego problemu ze zwierzętami więc nie ma. Kiedy ty idziesz nielegalnie, to nawet jeśli zobaczysz wilka, lisa czy łosia, to wiedz, że te zwierzęta też boją się ludzi.

Jeśli chodzi o wodę, to wszystkie cząstki radioaktywne już dawno są na dnie zbiorników wodnych i rzek. O tym mówią podstawowe prawa fizyki i chemii. Radioaktywne cząstki są cięższe od cząsteczek wody, a więc opadają na dno. Jeśli chodzi o bakterie i piasek, to każdy stalker na Ukrainie zna filtr do wody, który nazywa się Aquafor Universal. To filtr, który zakłada się na gwint zwykłej 1,5-litrowej butelki. Jest tam taka gruszka, którą pompuje się powietrze, powstaje ciśnienie, więc woda z butelki przepływa przez filtr i przelewa się do drugiego naczynia lub butelki. Można ją pić – jest czysta i bardzo dobrze smakuje. I tak się robi z wodą z rzeki czy jeziora. Ja jeszcze nie miałem doświadczenia z filtrowaniem wody z błota. A skąd najczęściej bierzemy wodę w Prypeci? Na drodze do kawiarni Prypeć i szpitala miejskiego jest ukryta stalkerska studnia, z której można pobierać wodę do picia.

A co z jedzeniem?

Jabłka można jeść bez problemu. Jeden ze stalkerów wziął jabłka ze Strefy Wykluczenia i oddał je do kontroli dozymetrycznej. Wyniki badań dowiodły, że jabłka nie są w najmniejszym stopniu skażone. Jeśli miałyby być jakieś cząstki radioaktywne, to zatrzymują się one w drzewie. Nie przenikają do owoców.

Kiedy idziesz do Zony, to warto zabrać ze sobą dwie 1,5-litrowe flaszki wody. Co do jedzenia, to bierzesz makarony, kaszę. Można też wziąć już gotowe makarony z różnymi sosami, ale ja nie do końca lubię takie dania, bo kiedy je zjem, to po pół godziny znów jestem głodny. Lepsze są zwykłe makarony, kasza, owsianka. Konserwy – biorę maksymalnie trzy, cztery sztuki. Nie warto zabierać więcej konserw, bo konserwy to tylko dużo ważą, a kiedy idziesz nielegalnie do Strefy, to każdy dodatkowy kilogram odbiera ci kilometr z twojej drogi. Ja biorę takie produkty, które mają małą wagę i które po odpowiednim podzieleniu mogą dać mi siłę na pół dnia marszu.

Kiedy idziesz do Zony, to warto zabrać ze sobą dwie 1,5-litrowe flaszki wody. Co do jedzenia, to bierzesz makarony, kaszę. (…) Ja biorę takie produkty, które mają małą wagę i które po odpowiednim podzieleniu mogą dać mi siłę na pół dnia marszu.

A powiedz mi, jak długo trwają takie wyprawy?

Długość wypraw jest bardzo różna. Jeśli chodzi o samą drogę, to jeśli startujesz z miejsca, gdzie robią to ukraińscy stalkerzy, to zajmuje ona jeden dzień i jedną noc. Kiedy idziesz w grupie, to jest wtedy pełen relaks i okazja do rozmowy. Jeśli chcesz pokonać trasę szybciej, to można w ciągu jednej nocy dojść do Prypeci.

A jak długo Ty przebywasz w Strefie na swoich wyprawach?

Dla mnie optymalna wyprawa to około czterech lub pięciu dni w samej Prypeci. Wraz z drogą to do tygodnia.

A całą Zonę przechodzisz pieszo, czy korzystasz na przykład z roweru? Z roweru korzysta mój znajomy stalker z Polski, Staszek.

Nie. Poruszam się tylko na piechotę.

A jak się porozumiewasz ze swoimi kolegami? Dogadujecie się na forum? Skąd macie informacje o tym, gdzie przebywa policja czy wojsko, aby nie wpaść w zasadzkę?

Mamy znajomych wśród legalnych przewodników po Zonie. Mamy też znajomych wśród osób pracujących w Strefie.

A jak się kontaktujecie?

Piszemy do siebie na Facebooku i VKontakte, ale najlepsza jest rozmowa telefoniczna.

Długość wypraw jest bardzo różna. Jeśli chodzi o samą drogę, to jeśli startujesz z miejsca, gdzie robią to ukraińscy stalkerzy, to zajmuje ona jeden dzień i jedną noc. Kiedy idziesz w grupie, to jest wtedy pełen relaks i okazja do rozmowy. Jeśli chcesz pokonać trasę szybciej, to można w ciągu jednej nocy dojść do Prypeci.

Podczas naszej pierwszej rozmowy, do której doszło w kwietniu w Kijowie, opowiadałeś mi, że Ty i twoi przyjaciele dbacie o Zonę. W internecie duży rozgłos miał film, na którym właśnie Ty zamalowujesz graffiti na budce operatora przy kole młyńskim w Prypeci. Rozumiem, że prawdziwy stalker nie niszczy tego, co jeszcze w Strefie zostało?

Likwiduję tylko to, co robią głupi ludzie i najczęściej są to osoby z legalnych wycieczek, które nie widzą w tym mieście żadnej wartości. A ja idę do Strefy i chciałbym zobaczyć Strefę taką, jaka ona była w 1986 roku. Rozumiem, że wszystko niszczeje, ale chciałbym, żeby te wszystkie miejsca były bez napisów i grafik. Takie rzeczy mi się nie podobają.

A co sobie myślisz, kiedy słyszysz takie słowa, że za wszelkie zniszczenia odpowiadają właśnie stalkerzy? Choćby w internecie można często spotkać się z takimi wypowiedziami.

Kiedyś była taka sytuacja, że przez okna mieszkań w Prypeci wyrzucano meble. Dla mnie to jest głupie i nienormalne. Tacy ludzie to nie stalkerzy ale zwykli wandale. Ja bym takich chłopaków – przepraszam za sformułowanie – “odprawił” na cmentarz. Tak myśli dużo osób i  często pojawiają się komentarze w stylu: “Lepiej siedź na miejscu w swoim mieście i nie zapuszczaj się do Prypeci. Tak będzie dla ciebie lepiej, bo inaczej wylądujesz na cmentarzu”.

Urodziłeś się już po awarii w Czarnobylu. Znasz więc historię z przekazów innych osób, programów telewizyjnych lub gier. Grałeś w takie gry jak “S.T.A.L.K.E.R” czy “Call of Duty”?

Tak. Grałem.

Kiedyś była taka sytuacja, że przez okna mieszkań w Prypeci wyrzucano meble. Dla mnie to jest głupie i nienormalne. Tacy ludzie to nie stalkerzy ale zwykli wandale.

Miały one jakiś wpływ na to, że zostałeś stalkerem?

Pierwszą grą był “S.T.A.L.K.E.R.”, ale on nie miał wpływu na moje podejście do Zony. Przedstawiona tam Strefa różni się od rzeczywistości. W “Call of Duty” było znacznie lepiej i śmieszniej. Tam jest taka misja, kiedy ty w rejonie basenu “Lazurowego” uciekasz przed terrorystami. W grze komputerowej ten basen jest na pierwszym piętrze. Podczas mojej pierwszej nielegalnej wyprawy do Strefy była taka sytuacja, że kiedy w kilka osób byliśmy na basenie, to usłyszeliśmy głosy ludzi z legalnej wycieczki, którzy wchodzą do budynku. Wystraszyliśmy się i zastanawialiśmy się co zrobić. Wtedy przypomniałem sobie o “Call of Duty” i ucieczce przez okno. Rzuciliśmy się do okna, chcemy skakać, ale patrzymy, że to nie pierwsze a drugie piętro… Musieliśmy sobie inaczej poradzić.

Jakie plany na przyszłość? Będziesz dalej stalkerem a może zostaniesz przewodnikiem?

Nie chcę być zwykłym przewodnikiem. Ja mogę być tylko przewodnikiem dla tych ludzi, których chcę wziąć ze sobą do Strefy. Tylko dla moich znajomych i dobrych przyjaciół.

Ale może bycie przewodnikiem to całkiem niezła kasa? Weź po uwagę, że w 2016 r. w Strefie było ponad 36 tysięcy osób.

Rozumiem, ale przewodników w tylko jednej firmie turystycznej jest ponad 40. A tam jeździ kilka firm. Co roku jest coraz więcej osób, ale znacznie większych pieniędzy z tego nie będzie.

A czego można życzyć stalkerowi?

Normalnych towarzyszy w Strefie.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również i pozdrawiam.


Siergiej – pochodzi z Kowla, studiuje psychologię i pracuje w Kijowie.