Nawet jeden wyjazd do Zony potrafi zmienić człowieka. Tak było z Karoliną Prusińską – fotografką z Warszawy. Co urzekło ją w Strefie Wykluczenia? Jakie zrobiła zdjęcia? Przeczytajcie i zobaczcie jej opowieść z wiosennej wyprawy do Czarnobyla, na którą wybrała się wraz ze Strefą Zero.
Do Czarnobyla pojechałam głównie z zamiarem robienia zdjęć. Długo odwlekałam wyjazd „na potem”. Jestem absolutną mistrzynią w odkładaniu rzeczy na później – na szczęście w końcu się udało.
Na takie wyjazdy jeżdżą różni ludzie, z różnych powodów i każdy oczekuje od organizatora czegoś innego. Razem z chłopakiem chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, mieć swobodę w zwiedzaniu i czas na fotografowanie, ale też mieć zapewnione bezpieczeństwo, dlatego wybór organizatora nie był dla nas problemem. Wybraliśmy ludzi, którzy najdłużej organizują wyjazdy do Czarnobyla.
Sam wyjazd przewyższył nasze oczekiwania i wyobrażenia. W Polsce zwiedzamy różne pustostany – klimat takich miejsc zawsze jest niesamowity. Przed wyjazdem często spotykałam się w internecie z opinią, że Strefa wciąga, uzależnia już po pierwszym razie, oraz, że nie da się wszystkiego opisać.
Jestem raczej realistką i myślałam, że ludzie trochę wyolbrzymiają, jednak muszę przyznać – mieli 100 proc. racji. Już po pierwszym dniu w Zonie pytałam się mojego chłopaka o to, kiedy pojedziemy kolejny raz, a pod koniec wyjazdu wiedzieliśmy, że na pewno wrócimy jeszcze jesienią tego roku. Na chwilę obecną mamy zarezerwowany wyjazd w październiku – po raz kolejny ze Strefą Zero.
Mieszkaliśmy w Sławutyczu – mieście wybudowanym po awarii, w ciągu kilku miesięcy dla pracowników elektrowni. Pierwszy dzień w Zonie był bardzo intensywny. Zaczęliśmy od sławnego radaru Duga zwanego również Okiem Moskwy. Niestety zdjęć z samej góry nie pokażę, gdyż nie pokonałam mojego lęku wysokości. Pracuję nad tym, aby przy kolejnym wyjeździe nie ominęły mnie takie widoki! Oprócz kompleksu Czarnobyl-2, zwiedzaliśmy sporo znanych obiektów takich jak eksperymentalna ferma norek, chłodnie kominowe, zakłady Jupiter, basen Lazurowy, przedszkole we wsi Kopacze oraz oczywiście samo miasto Prypeć.
Jednak najlepsze były odwiedziny u samosiołek we wsi Kupowate. Byliśmy też w samej elektrowni, a obiady i kolacje jedliśmy na stołówce dla pracowników. Wyjazd obejmował również zwiedzanie Kijowa.
Co mi dał wyjazd oprócz samego zachwytu Strefą Wykluczenia? Odpoczęłam od rzeczywistości, internetu – zapomniałam o całym świecie. Poznałam cudownych ludzi, z którymi świetnie się bawiłam. Polecam każdemu taki wyjazd!
Karolina Prusińska – fotograf, studentka chemii na UKSW w Warszawie.