Dokładnie pięć lat temu, 19 listopada 2018 r., udało nam się zobaczyć strefę wykluczenia z niezwykłej perspektywy… z okien helikoptera.
Być może w czasach wszechobecnych dronów tego typu zdjęcia można z powodzeniem zrobić bez odrywania się od ziemi. My jednak mieliśmy to szczęście, że mogliśmy pokonać całą trasę ze Sławutycza, wzdłuż Dniepru, do Czarnobyla, Prypeci, Czarnobyla-2 i z powrotem do Sławutycza na pokładzie lekkiego helikoptera Robinson R44 Raven II o numerze rejestracyjnym UR-SUR.
Maszyna przyleciała do naszej bazy w Sławutyczu aż z Kijowa. Tam (przynajmniej do czasów rozpoczęcia wojny) stacjonowała na lądowisku na terenie parku krajobrazowo-rekreacyjnego Hydropark. Helikopter należał do firmy HeliTour, która oferowała przeloty nad różnego rodzaju turystycznymi miejscami Ukrainy.
Za sławutyckie lądowisko posłużył nam fragment nieużywanego pola, które znajdowało się kilka kilometrów na północ od miasta, w niedalekiej odległości od wsi Huta. Nie mieliśmy zgody na przelot nad Białorusią, co skróciłoby znacznie czas dolotu do Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia. Po starcie udaliśmy się więc na południe, nad wsiami Pylna, Dniprowskie, Prohoriw, aby dolecieć nad rozlewisko Dniepru na północnych krańcach Zbiornika Kijowskiego. Tam odbiliśmy na zachód, by dolecieć nad ujście rzeki Prypeć. Lecąc wzdłuż Prypeci dolecieliśmy do miasta czarnobylskich energetyków. Tam nasz pilot wykonał „kilka kółek”. Kolejnym celem tej wycieczki był Czarnobyl-2, a już w drodze powrotnej do Sławutycza przelecieliśmy nad Czarnobylem.
Wycieczka była zasługą firmy Strefa Zero i Siergieja Akulinina – byłego pracownika elektrowni jądrowej w Czarnobylu, nestora czarnobylskich przewodników.