W najnowszym numerze pisma „Politeja” ukazał się artykuł Anny Dudy pt. „Czarnobyl w strefie postpamięci. O narracji przewodnickiej Aleksandra Siroty – »Mera« Prypeci”. Ukazuje on, jak pamięć o katastrofie w Czarnobylu jest rekonstruowana a następnie przekazywana w narracji przewodników. Badaczka prezentuje ten proces na przykładzie Aleksandra Siroty – byłego mieszkańca Prypeci i szefa organizacji Centr Pripyat.com.
„Obraz czarnobylskiej przestrzeni w oczach młodego pokolenia ukształtowany został przez wyobrażenia i wspomnienia osób, które dobrze zapamiętały uczucie paniki oraz brak zaufania wobec radzieckich władz, długo ukrywających czarnobylską prawdę. Oprócz wciąż żywej pamięci świadków wydarzeń myślenie o Czarnobylu zdeterminowała również kultura popularna odnosząca się w grach komputerowych, muzyce, literaturze, filmie, fotografii do postapokaliptycznych wizji Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia” – pisze w swoim artykule Anna Duda.
Jak zaznacza, „konsekwencją różnic w myśleniu o Czarnobylu jest chęć wyjazdu do CSW”. A jak pojechać do Zony? Można skorzystać m.in. z ukraińskich biur turystycznych. Jedną z nich prowadzi Aleksander Sirota – do 1986 r. mieszkaniec Prypeci. Historia jego i jego matki, Lubow Siroty, „ukazuje, w jaki sposób pamięć o wydarzeniach jest konstruowana oraz jak świadectwo matki jest odbierane przez syna, a następnie transmitowane w formie narracji przewodnickiej przyjezdnym do CSW”.
Studentka kulturoznawczych studiów doktoranckich na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca przy okazji uwagę na problem nomenklatury używanej wokół Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia: „Państwowa Agencja ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia zwraca szczególną uwagę, by stosować termin »wizyta« (відвідування) i »odwiedzający« (відвідувачів), nie »turystyka« i »turyści«, zaś grupy nazywane są delegacjami (делегація), a nie grupami turystycznymi. Specjalna nomenklatura dostosowana jest do ukraińskiego prawa, które mówi, że na terenie strefy wykluczenia nie mogą być świadczone usługi turystyczne.” Dodaje, że również Aleksander Sirota opisując swoją działalność przewodnicką podkreśla, że to nie jest biuro turystyczne.
W artykule przypomniany został list Aleksandra Siroty z 1995 r., pt. „I want them to remember”, które otwierają słowa: „Wspomnienia… strzępy pamięci. To wszystko, co pozostało z niegdyś pięknego miasta Prypeć, które było – choć nie na długo – moim domem”.
Autorka zapytała więc Sirotę jak jego wspomnienia o tamtych wydarzeniach korespondują ze wspomnieniami jego matki. „Mamy różne wspomnienia o tych wydarzeniach. Oczywiście są one ze sobą związane w tych momentach, które przeżywaliśmy razem. Zazwyczaj opowiadam tylko to, co sam przeżyłem, pamiętam bardzo dobrze to, czego byłem świadkiem. Mama jednak też nigdy mi nie pozwoliła zapomnieć… to fakt. […] Opowiadała o tym, co się wydarzyło, jednak nie tyle mi, ile światu. A robiła to poprzez swoją wczesną poczarnobylską poezję, pracę społeczną, film »Próg«, scenariusz filmowy, który następnie ukazał się w postaci książki pt. »Prypecki syndrom«. Ja po prostu byłem w pobliżu” – odparł szef Pripyat.com.
To właśnie „Prypecki syndrom” jest próbą utrwalenia historii rodzin wysiedlonych z Prypeci po awarii w czarnobylskiej elektrowni jądrowej. Anna Duda zwraca uwagę na jedną z ostatnich scen opowiadania, w której Denis, chłopiec będący jednym z głównych bohaterów, ogląda zdjęcie swojej matki Iriny, które dostał od niej latem 1986 r. I tak jak w tym zdjęciu „zawarta została cała, wcześniej opowiedziana historia”, tak również ze zdjeć w swojej codziennej pracy przewodnickiej korzysta także Aleksander Sirota. „Stosowana przez niego metoda, polegająca na analizie porównawczej wymarłej rzeczywistości prypeckiej z prezentacją zdjęć i film w sprzed czarnobylskiej awarii, jest bardzo silnym środkiem przekazu” – czytamy na łamach „Politei”.
Sam Sirota w rozmowie z Anną Dudą podkreślił, że jego rodzina nie posiadała prawie w ogóle zdjęć z Prypeci, a on sam zaczął wyszukiwać materiały zdjęciowe i filmowe, gdy zainteresował się tą tematyką. Dodał, że obecnie „najczęściej goście zainteresowani są nie wspomnieniami z ewakuacji, a »żywym« miastem oczami prypeckiego chłopca. (…) Staram się dać szansę zobaczyć »żywe« miasto, poczuć wydarzenia sprzed 30 lat. Odkryć ludzkie emocje, jeśli można to powiedzieć. A resztę robi atmosfera tego miejsca”.
Cały artykuł do przeczytania na łamach „Politei”, pisma Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Publikacja dostępna w Księgarni Akademickiej na ul. św. Anny 6 w Krakowie, a także bezpłatnie on-line na stronach internetowych akademicka.pl.
Aleksander Sirota: 26 kwietnia był dla mnie ostatnim dniem beztroski