Wiktor Dudarenko przez całe życie pracował w Czarnobylu. Nie wierzył, że wojna jest możliwa. Rozmowę na jej temat zamieniał w żart, dopóki nie zobaczył czołgów w Czernihowie. Zginął 16 marca walcząc z rosyjskimi dywersantami. Jego historię opisała jego córka Switłana Mytnyk w rozmowie z serwisem Suspilne Media.
Dudarenko pochodził z Iwankowa. Urodził się w maju 1963 r. W Czarnobylu pracował od 1985 r. Po awarii z 1986 r. jego rodzinę ewakuowano z Prypeci, a on sam został likwidatorem. W kolejnych latach przeszedł całą ścieżkę kariery – od prostego robotnika aż do kierownika budowy. Mieszkał w Czernihowie.
– 21 lutego (br. – przyp. red.) miał zameldować się na wachcie, ale strefa została zamknięta. Nie wpuszczono ich już w poniedziałek. On nie rozumiał, dlaczego nie zostali ostrzeżeni, ale po prostu nie zostali wpuszczeni do strefy – opowiadała Switłana Mytnyk w rozmowie z dziennikarką Suspilne Media Ksenią Rekun.
Córka Dudarenki zadzwoniła do niego rankiem 24 lutego. – „Tato, wojna się rozpoczęła!” Wziął to za żart, bo już wcześniej rozmawialiśmy, że coś się dzieje i coś się może wydarzyć, ale on w to nie wierzył. (…) „Co za wojna? Tak nie może być! To nie możliwe. Wszystko się rozwiąże!” – tak wspominała tę rozmowę Mytnyk.
Dziewczyna już następnego dnia zabrała swoje dzieci i wyjechała z miasta. Najpierw na zachód Ukrainy, a potem do Czech. Prosiła, aby ojciec pojechał z nimi. Odmówił! „Nigdzie się nie wybieram! Tutaj mieszkałem całe życie i tu zostanę. Wszystko będzie dobrze – mówił.
W jednej z kolejnych rozmów relacjonował córce pojawienie się na ulicach Czernihowa rosyjskich czołgów. „Swieta, widzę czołgi. Są w mieście. Jadą ulicą Kilcewą” – opowiadał.
Dudarenko niemal natychmiast zgłosił się do komisariatu wojskowego. Jego córka była przekonana, że ze względu na swój wiek i doświadczenie nie zostanie wcielony. Stało się inaczej. –Dwa dni później napisał, że został przyjęty: „Nie martw się. Wszystko będzie dobrze!” – opowiadała Mytnyk w rozmowie z serwisem Suspilne Media.
Po wcieleniu do armii kontakt córki z ojcem był ograniczony. – Próbowałam się dodzwonić, ale były już przerwy w łączności. Nic nie mógł powiedzieć. Wiedzieliśmy, że jest w Czernihowie, ale nie wiedzieliśmy gdzie – opowiadała.
15 marca kontakt się urwał. Mytnyk przez kolejny tydzień nie miała żadnych informacji od ojca. Próbując dowiedzieć się o jego losie, zaczęła pisać po znajomych osobach z prośbą o pomoc w ustaleniu, co się z nim dzieje. – Po spisie z kostnicy dowiedzieliśmy się, że mój ojciec zginął. Został zidentyfikowany. Miał przy sobie dokumenty – mówiła. Dudarenko zginął 16 marca.
Mytnyk w sierpniu wróciła do domu i zaczęła szukać informacji na temat śmierci swojego ojca. Dudarenko służył jako zastępca dowódczy plutonu w 21 batalionie. Zginął w czernihowskiej bazie narciarskiej. – Do bazy narciarskiej weszła grupa dywersyjno-rozpoznawcza w ukraińskich mundurach. Tato jako jeden z pierwszych ich zauważył. On i jeszcze jeden Wiktor wyszli do walki. Ojciec zginął od ran odłamkowych spowodowanych przez granat. W raporcie z kostnicy zapisano: „Od wielkiej ilości małych odłamków” – mówiła Mytnyk.
24 marca Dudarenko spoczął na cmentarzu w Zabariwce koło Czernihowa. – Udało się pochować tatę w całości, po chrześcijańsku, w trumnie, na cmentarzu – zaznaczyła rozmówczyni serwisu Suspilne Media.
14 października, w Dniu Kozaków Ukraińskich, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odznaczył pośmiertnie Dudarenkę orderem „Za odwagę” III stopnia.
Cały materiał w języku ukraińskim dostępny jest na stronach suspilne.media.