Oto przerażające konsekwencje „rosyjskiego pokoju”, który dotknął dom Ołeksandra Łogaczowa – likwidatora awarii w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, byłego oficera rozpoznania radiacyjnego, który mieszkał niedaleko lotniska w Hostomelu koło Kijowa. Rankiem 24 lutego jego dom znalazł się pod ostrzałem wroga.
Jeden z pocisków przebił ścianę, ale nie wybuchł – pękł i utknął w podłodze tuż obok ulubionego krzesła Łogaczowa. Na szczęście w tym czasie likwidatora nie było w domu. Dopiero 28 kwietnia ukraińscy pirotechnicy zabezpieczyli niewybuch i wywieźli go z domu bohatera Czarnobyla.
Zobacz zdjęcia:
Ołeksandr Łogaczow jako jeden z pierwszych przybył 26 kwietnia 1986 r. do Prypeci w ramach mobilnego oddziału ratunkowego 427. pułku zmechanizowanego obrony cywilnej Kijowskiego Obwodu Wojskowego. Jeszcze tego samego dnia, w godz. od 15.30 do 16.30, załoga wozu rozpoznania bojowego BRDM-2 pod jego dowództwem prowadziła rozpoznanie na terenie elektrowni jądrowej i wzdłuż jej granic. W pobliżu zniszczonego czwartego energobloku zainstalowany na pojeździe dozymetr IMD-21 wskazał 2080 rentgenów. Jak przypomina Anna Korolewska z Muzeum Narodowego „Czarnobyl” w Kijowie, była to pierwsza informacja, w której pojawiły się nie dziesiątki czy setki a tysiące rentgenów.
Dane z tego pierwszego rozpoznania radiacyjnego wokół elektrowni, które zostały zanotowane ołówkiem, są przechowywane do dzisiaj w archiwum Muzeum Narodowego „Czarnobyl” w Kijowie. Nawet dziś poziom napromieniowania tego unikatowego rekwizytu wciąż jest 13-krotnie wyższy od normy.