„To krótka historia osiedleńców, którzy po awarii i ewakuacji nie odnaleźli się w warunkach młodego wówczas państwa i powrócili za drut kolczasty, którym ludzkość próbowała odgrodzić się od promieniowania” – pisze w jednej z pierwszych recenzji na Facebooku Anton Senenko, naukowiec w Instytucie Fizyki Państwowej Akademii Nauk Ukrainy, który obejrzał przedpremierowy pokaz filmu „Brama” w domu kultury w Czarnobylu. Jak zaznacza, „to film bardzo trafny, zważywszy na czarnobylską tragedię, wojnę z Rosją, które zrodziły miliony migrantów. A ich problemy z 1986 czy 2014 r. są w zasadzie takie same.”
„Pojechałem więc do Czarnobyla na przedpremierowy pokaz ukraińskiego filmu „Brama”. W gruncie rzeczy byliśmy na planie filmowym, bo praktycznie cały film został nakręcony w dostojnej Zonie i blisko jej granic.
Dlaczego?
Bo, faktycznie, to krótka historia osiedleńców, którzy po awarii i ewakuacji nie odnaleźli się w warunkach młodego wówczas państwa i powrócili za drut kolczasty, którym ludzkość próbowała odgrodzić się od promieniowania.
Spojlerów nie będzie, zwłaszcza, że takie już istnieją w sieci, ale ja opiszę swoje wrażenia na temat tego filmu.
W ubiegłym roku, będąc w składzie specjalnej grupy, odwiedziłem Strefę po raz pierwszy w swoim życiu. Oprócz standardowej Prypeci, radaru pozahoryzontalnego Duga, przedszkoli i opuszczonych wiosek odwiedziliśmy unikalne etnograficzne muzeum kultury Polesia.
Nie podobają mi się wszelkiego rodzaju rzeczy folklorystyczne i codziennego użytku, ale zrobiło to na mnie duże wrażenie, bo Polesie to niezwykle bogaty region kulturowy o różnych obyczajach, mitologii i tradycjach.
I paradoksalnie, ale brudna radioaktywna plama praktycznie całkowicie „ukryła” to wszystko przed ludzkością. Ale to nie promieniowanie gamma, lecz lemiesze buldożerów, które metodycznie w wiosce za wioską zamieniały chaty w bezimienne kurhany z tabliczkami „Radioaktywne”.
(…)
Tak więc.
Film ten opowiada o zderzeniu dwóch światów. Mitologicznego Polesia z rusałkami, miawkami (ukraińskie i łemkowskie demony polne – przyp. red.), ofiarami i żelazną babą, z prokuratorami, szmatami, supermarketami i przynętami wielkiego miasta.
Ktoś pisze, że brama to wrota do piekła, w którym my żyjemy, a samosioły, jak mówią, są w raju.
Nie.
Głównym bohaterom po prostu nie poszczęściło się odnaleźć się na granicy dwóch światów. I ich konflikt zmaterializował się w tragedii całej rodziny.
To film trudny, szczerze, chociaż reżyser próbował go trochę uatrakcyjnić pewnymi żartami (szacunek za komary i posłów).
To film bardzo trafny, zważywszy na czarnobylską tragedię, wojnę z Rosją, które zrodziły miliony migrantów. A ich problemy z 1986 czy 2014 r. są w zasadzie takie same.
To w zasadzie wszystko.
(…)
Czy to arcydzieło?
Nie. Są, minimalne, dwa oczywiste błędy, których brak pozwoliłby filmowi zabłyszczeć. Dosłownie.
Czy fabuła jest głupia (to fragment jednej z recenzji)?
Zdecydowanie nie.
(…)
Czy dobre efekty pracy operatora i kompozytora była dobra?
Tak.
Czy dobra gra aktorów?
Nie wszystkich. I to główny problem.
Czy warto iść na ten film?
Ja pójdę z narzeczoną. I nie chodzi o kulturę Polesia czy gwarę, miawki, czy problemy wewnętrznej migracji. To po prostu nasze kino. Tak, w zarodku, ale pełnometrażowe.
Tak, to nie „Silent Hill”, ale w całym filmie efekty specjalne to magia, będąca tylko tłem dla bardziej poważnej rozmowy z widzem. Po prostu on, widz, ma rozumieć, że nie idzie na „Anihilację”, „Stalkera” czy coś takiego.
Nie wiem, co będzie dalej, ale ukraińskie kino już nabrało sensu i fajnych pomysłów.
(…)
To uderzyło.
W sali domu kultury w Czarnobylu (…) było pełno miejscowych – ochroniarzy i pracowników Zony.
(…)
Oni mieli takie oczy, jakby byli na Marsie i nigdy nie mieli wrócić na Ziemię, a im pokazano film o sosnowym lesie, przejrzystej rzece i zielonych łąkach. Trudno przekazać.
Bardzo trudno to przekazać i nie daj Boże zobaczyć w tym filmie coś takiego, co odpowie żalem w sercu.
(…)”
Całą recenzję w języku ukraińskim można przeczytać tutaj:
https://www.facebook.com/senenkoanton/posts/1958020794250393