Licznik Geigera

Mit Czarnobyla

Prypeć, tablica wjazdowa / Fot. Tomasz Róg
Prypeć, tablica wjazdowa / Fot. Tomasz Róg

Zmutowane, dwumetrowe kurczaki biegające po ulicach Kijowa, setki tysięcy a może nawet miliony ofiar śmiertelnych – tego typu informacje wystrzeliły jak z procy tuż po awarii w Elektrowni Jądrowej im. Włodzimierza Ilicza Lenina w Czarnobylu na Ukrainie. Niektóre z nich do dziś funkcjonują i mają się świetnie, głównie dzięki wielorakim odniesieniom w kulturze masowej i polityce. Natomiast prof. Zbigniew Jaworowski, nieżyjący już członek Polskiej Komisji Rządowej ds. Skutków Katastrofy Czarnobylskiej, walczył z tą ludzką niewiedzą i pokutującym mitem Czarnobyla.

Jaka jest rzeczywista skala strat ludzkich?

Przy usuwaniu skutków katastrofy czarnobylskiej pracowało łącznie 600 tysięcy żołnierzy i cywilów. Pierwsze dane mówiły nawet o 4 tysiącach osób zabitych i ponad 70 tysiącach trwale okaleczonych.

Według raportu organizacji ekologicznej Greenpeace „Katastrofa w Czarnobylu – konsekwencje dla zdrowia ludzi” z 2006 r., w wyniku następstw czarnobylskiej katastrofy zmarło już około 200 tysięcy obywateli Rosji, Ukrainy i Białorusi. Co więcej, u 270 tysięcy wszystkich dotkniętych skutkami awarii najprawdopodobniej rozwinie się nowotwór, a 93 tysiące z nich z tego powodu umrze.

Z kolei Związek Czarnobyla, organizacja, która zrzesza likwidatorów skutków awarii w elektrowni, twierdzi, że 10 proc. z wszystkich ratowników już nie żyje, a kolejnych 165 tys. jest niepełnosprawnych.

Zupełnie inne dane prezentują naukowcy z tzw. Forum Czarnobylskiego, w skład którego wchodzą Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, Światowa Organizacja Zdrowia, agendy ONZ oraz rządy Białorusi, Rosji i Ukrainy. W 2005 r. opublikowano raport, z którego wynika, że skutki zdrowotne awarii nie są tak tragiczne, jak prognozowano. Podawana przez specjalistów całkowita liczba ofiar śmiertelnych wynosi około 30 osób.

Prof. Jaworowski: wynikiem katastrofy była śmierć mniejszej liczby osób niż ginie w ciągu tygodnia w wypadkach samochodowych w Polsce

Skutki rzeczywiste są takie, że wśród ludności – moim zdaniem – nie ma żadnych skutków – mówił kilka lat temu prof. Zbigniew Jaworowski, nieżyjący już ekspert ds. wpływu promieniowania na zdrowie człowieka, członek grup doradczych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, a w 1986 r. członek Polskiej Komisji Rządowej ds. Skutków Katastrofy Czarnobylskiej. To właśnie on zalecił wówczas podawanie mieszkańcom Polski, głównie dzieciom, płynu Lugola – wodnego roztworu czystego, nieradioaktywnego jodu w jodku potasu.

W zrealizowanym przez telewizję TVN programie pt. „Czarnobyl – w cieniu reaktora” Jaworowski wyliczał wszystkie ofiary katastrofy czarnobylskiej. – Na pewno zginęło od promieniowania 28 osób – pracowników elektrowni i ratowników, którzy bezpośrednio brali udział w pierwszych godzinach po wypadku. Ci ludzie umierali w ciągu następnych kilku tygodni do kilku miesięcy na ostrą chorobę popromienną – mówił.

Jak zaznaczył, „w sumie ludzi, u których stwierdzono objawy ostrej choroby popromiennej, było 134. Spośród tych 134 osób zmarło 28. W ciągu następnych dwudziestu lat zmarło spośród tych, którzy zachorowali na tę chorobę, jeszcze 19 osób. Ale niektórzy zmarli w wypadkach samochodowych, niektórzy na gruźlicę, niektórzy na zawał serca, niektórzy na inne choroby niemające nic wspólnego z promieniowaniem. Cztery osoby zmarły na choroby, które możnaby wiązać z promieniowaniem, bo były to choroby szpiku, ale niekoniecznie, bo ludność, która nie była napromieniowana, również choruje na choroby szpiku. Ale gdybyśmy nawet założyli, że tak, to mamy 28 plus 4, to mamy 32 osoby, które mogły zemrzeć w skutek napromieniowania”.

W opublikowanym w 2009 r. artykule pt. „Czarnobyl” prof. Zbigniew Jaworowski napisał, że „zniszczenie reaktora w Czarnobylu było największą katastrofą psychologiczną w czasie pokoju. Najwięcej szkód spowodowała (ta katastrofa – przyp. red.) nie w ciałach, lecz w umysłach ludzi. Płonący reaktor wzbudził masowy strach i irracjonalne działania milionów zwykłych ludzi, a także ekspertów i rządów. Natomiast z punktu widzenia rzeczywistych strat ludzkich (…) była to niewielka katastrofa przemysłowa”.

Dla porównania przytoczył liczbę ofiar w kilku innych katastrofach przemysłowych, w tym m.in. w indyjskim Bhopalu, gdzie w 1984 r. w wyniku uwolnienia 40 ton izocyjanu metylu z fabryki pestycydów zmarło co najmniej 15 tysięcy osób.

Jak zaznaczył Jaworowski, „nie ma żadnego udokumentowanego zgonu wśród ogółu ludności spowodowanego promieniowaniem z Czarnobyla. Wynika to z jego małych dawek, które w ciągu kilku lat otrzymało około 5 milionów osób żyjących na tzw. terenach skażonych”.

Dodał, że nie można mówić o epidemii nowotworów, gdyż już dawno zostało udokumentowane „ochronne i stymulujące układ odpornościowy działanie małych dawek promieniowania”. Zwiększoną liczbę zarejestrowanych tzw. „czarnobylskich” raków tarczycy tłumaczył faktem, że od chwili katastrofy na obszarze Rosji, Ukrainy i Białorusi prowadzone są badania przesiewowe na największą skalę w historii medycyny.

„Zamiast masowych zgonów radiacyjnych po Czarnobylu wystąpiła epidemia chorób psychosomatycznych (choroby serca, przewodu pokarmowego, psychiczne, itp.), niemających nic wspólnego z promieniowaniem, a wywołanych stresem po katastrofie, błędami władz, oraz sztucznym stworzeniem masowego syndromu 5 milionów »ofiar Czarnobyla«, tj. ludzi żyjących na tzw. silnie skażonych terenach i otrzymujących za to stałą rekompensatę pieniężną” – pisał Jaworowski.

W rozmowie z TVN ekspert zaznaczył, że w pierwszym roku po awarii w Czarnobylu zaobserwowano w wielu krajach drastyczny wzrost liczby wykonywanych zabiegów aborcyjnych (wg przytoczonych w programie danych z 1987 r. tylko w Europie Zachodniej przeprowadzono 200 tys. poronień). – Spowodowane to zostało obawą matek, że urodzą uszkodzony płód. Była to obawa zupełnie nieuzasadniona, ale niestety była ona również powodowana niefachowymi informacjami udzielanymi przez środowisko lekarskie. Przestraszone kobiety, rodzice przychodzili i pytali się: „Panie doktorze, co zrobić?” i pan doktor radził wielokrotnie: „Radzę zrobić na wszelki wypadek poronienie” – opowiadał Jaworowski.

W 2002 r. prof. Jaworowski był gościem na czacie portalu Onet. W rozmowie z internautami wspominał wielką akcję profilaktyczną w Polsce, której był pomysłodawcą. Jak podkreślił, „gdybym w dniu 29 kwietnia 1986 r. miał w ręku te informacje o dawkach (radioaktywnego izotopu jodu 131 – przyp. red.) na tarczyce, które mam obecnie, nie proponowałbym rządowi przeprowadzenia na tak ogromną skalę profilaktyki jodowej w Polsce. Podaliśmy wtedy 18,5 milionom ludzi profilaktyczne dawki jodu, co było największą akcją profilaktyczną w historii medycyny w tak krótkim czasie. Nasi krytycy powinni sobie uświadomić, że nikomu poza Polską nie udało się przeprowadzić takiej akcji. Żaden kraj europejski tego nie uczynił. W ZSRR rozpoczęto akcję profilaktyki jodowej w dniu 27 maja. Na Ukrainie jod otrzymało około 1,6 mln osób, na Białorusi 46 tys., a w Rosji 55 tys.”.

Były kierownik Zakładu Higieny Radiacyjnej w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiacyjnej w Warszawie stwierdził, że zupełnie niepotrzebnie z okolic elektrowni ewakuowano wszystkich mieszkańców. „W zamkniętej 40-kilometrowej zonie mieszka wiele tysięcy osób i ma się dobrze. To promieniowanie na terenach zamieszkałych przez tych ludzi jest niewiele większe niż w Polsce” – powiedział Jaworowski.

Jak dodał, „rzeczywiste zagrożenie śmiertelne wystąpiło w dwóch »plamach« o łącznej powierzchni 0,5 kilometra kwadratowego, sięgających do odległości 1,8 kilometra od zniszczonego reaktora w Czarnobylu. W tych plamach przez długi jeszcze okres nie będzie można przebywać, natomiast z większości zony zamkniętej oraz innych części terenów skażonych niepotrzebnie usunięto ludność”.

Kończąc swój artykuł z 2009 r. Jaworowski przyznał, że wypadek w Czarnobylu był wielką katastrofą elektrowni jądrowej. „Nic gorszego nie mogło się już stać: całkowite stopienie reaktora (niezabezpieczonego kopułą ochronną), swobodne uwalniania radionuklidów do atmosfery przez dziesięć dni, błędne postępowanie załogi i władz państwowych i wielkie niepotrzebne straty ekonomiczne w byłym Związku Sowieckim i w innych krajach” – napisał.

Zaznaczył, że „wynikiem katastrofy była śmierć mniejszej liczby osób niż ginie w ciągu tygodnia w wypadkach samochodowych w Polsce. Było to historyczne wydarzenie, wielka lekcja dla przemysłu jądrowego i dla nas wszystkich. Staje się coraz bardziej przekonywującym dowodem, że rozszczepianie atomów jest najbezpieczniejszą formą produkcji energii”.

Po raz pierwszy zacząłem się interesować działalnością naukową profesora Zbigniewa Jaworowskiego w 2010 r. Było to po telefonie, jaki profesor Jaworowski wykonał do redakcji RMF FM. Chciał się wówczas dowiedzieć o źródło informacji pt. „Białoruś otwiera strefę czarnobylską”. Profesor zmarł w listopadzie 2011 r. Powyższy obszerny fragment tekstu pochodzi z artykułu w portalu Onet, który został opublikowany w dniu 27 rocznicy awarii, i był próbą zebrania kilku ważnych słów prof. Jaworowskiego. Artykuł można przeczytać tutaj