Licznik Geigera

Spalona skażona pamięć – komentarz Jacka Domaradzkiego

Fot. Jacek Domaradzki
Fot. Jacek Domaradzki

Niestety złe wiadomości dotarły do nas w pierwszej połowie kwietnia z Ukrainy. Czarnobylska Strefa Wykluczenia po raz kolejny stanęła w ogniu. Płonęły lasy, płonęły łąki i płonęły chaty w wysiedlonych wioskach. Płonęły dzikie zwierzęta, dla których zona jest naturalnym domem. Niby nic nadzwyczajnego – pożary pojawiają się tam co roku. Tylko, że ten pożar miał zdecydowanie inną skalę niż wcześniejsze.

Był potężniejszy – objął olbrzymie powierzchniowo obszary.
Był spektakularny – zaangażował niespotykane wcześniej na taką skalę siły i środki.
Był wielopunktowy – trwał równocześnie w kilku strefach.
Był medialny – relację mogliśmy śledzić prawie na bieżąco.
Był tajemniczy – jeszcze w trakcie walki z ogniem pojawiły się różne teorie dotyczące jego przyczyny.
I wreszcie, był apokaliptyczny – wpisał się w klimat ostatnich tygodni.

Po raz pierwszy ogień dotarł tak blisko najbardziej rozpoznawalnych miejsc strefy: Czarnobyla, anten radaru Duga, Prypeci, a nawet Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Po raz pierwszy my wszyscy, którzy traktują to miejsce jak taki własny kawałek świata, poczuliśmy jak łatwo można go stracić.

Fot. Jacek Domaradzki
Fot. Jacek Domaradzki

Tak jak po 1986 roku w mediach ponownie wróciły mity dotyczące Czarnobyla. Wtedy donoszono o setkach tysięcy ofiar, masowej epidemii nowotworów i straszliwych zmianach genetycznych. Straszono nas połaciami skażonej ziemi w sporej części Europy.  Tak dzisiaj mówi się o przekroczonych normach promieniowania, ogniu ogarniającym materiały promieniotwórcze czy radioaktywnej chmurze cezu nadciągającej nad Polskę.

Psychiczne ucieleśnianie apokaliptycznych mitów, medialny szum informacyjny, 34 lata temu i dzisiaj także – utrudniają poznanie rzeczywistych zagrożeń. To nie skażenie radioaktywne powodowało najbardziej dotkliwe skutki, lecz konsekwencje masowych wysiedleń. W 1986 roku ustanowiono wokół elektrowni strefę wykluczenia. Unicestwiono 74 wsie i dwa miasta, a tym samym dziedzictwo kulturowe całego regionu. Od 1991 roku 2600 kilometrów kwadratowych Polesia podlega rygorom ustawy o statusie prawnym obszarów skażonych podczas czarnobylskiej awarii. Jednak mamy tu do czynienia nie tylko z faktycznym skażeniem terenu, ale także ze skażeniem pamięci. Degradacją kultury społecznej i duchowej. Zniszczeniem dorobku pokoleń, zwyczajów i folkloru wschodniego Polesia. Eksmitując mieszkańców, szczególnie z obszarów wiejskich, wymazano kulturową tożsamość regionu i skazano na zagładę zbiorowisko archaicznej kultury. Według wielu antropologów – kolebkę prasłowiańszczyzny. Ze względu na odizolowanie od świata zewnętrznego jeden z najbardziej pierwotnych obszarów Europy. Budowane przez wieki kulturowe wartości przestrzeni Polesia ustąpiły miejsca innym, jakże odmiennym spojrzeniom. Zmianie uległy także motywacje poznawcze.

Fot. Jacek Domaradzki
Fot. Jacek Domaradzki

Pragnienie poznania miejsca, które stało się cmentarzem cywilizacji, eksplozją natury, dominuje w obecnym przekazie. Dzisiaj dobrze sprzedają się lęki, nostalgia za tym co odeszło oraz powszechna stygmatyzacja i mitologizacja zony. Puste przestrzenie Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia przyciągają wielbicieli miejsc opuszczonych. Paradoksalnie, stale wzrastająca liczba turystów, ilość ofert organizatorów czy zainteresowanie Czarnobylem nie przekłada się na pobudzanie refleksji nad kulturowymi skutkami awarii i świadomości kim byli wysiedleńcy.

Jak pisze ukraińska poetka Lina Kostenko (Лiна Василiвна Костенко):

„…nasza świadomość nie potrafi jeszcze pojąć, że strata takiego Czarnobyla zubaża ludzi […] Wraz z likwidacją skutków awarii odchodzą w niebyt pozostałości ukraińskiego Polesia z jego materialną i duchową kulturą…”

Pejzaż czarnobylskiej strefy został podwójnie skażony. Realnie – promieniowaniem, kulturowo – utratą pamięci. Dziś ta już mocno skażona pamięć ulega spaleniu.

Obecne pożary tylko uwidoczniły bezsilność ukraińskich instytucji, brak działań konserwatorskich i przede wszystkim brak wizji ochrony poleskiego dziedzictwa. Nieuchronnie od lat tracimy ostatnią szansę na ocalenie wiejskiej zabudowy, tych ostatnich artefaktów kultury materialnej. Naszą bezczynnością skazujemy ten świat na stopniową destrukcję. Ostatnie pożary potwierdziły, że administracja strefy wykluczenia nie bardzo radzi sobie także z bieżącymi priorytetami, jak choćby ochrona pożarowa.

A jeśli już pojawia się narracja o ochronie reliktów, to często koncentrujemy się wyłącznie na wysiedlonym mieście Prypeć. Socjalistyczna urbanistyka i tandetna architektura oderwana od kontekstu kulturowego Polesia budzi więcej emocji. Prawdziwym fenomenem jest sentyment do miasta byłych jego mieszkańców. Słyszymy propozycje wciągnięcia obszaru na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, ale przecież wyjątkowa uniwersalna wartość, podstawowe kryterium, nie może nie uwzględniać odniesień kulturowych: etnograficznych, archeologicznych oraz architektonicznych.

W tych smutnych dniach, wiele emocji wywołał pożar praktycznie na rogatkach Prypeci. Medialnie dobrze się sprzedawał, a w tym samym czasie ginęły w płomieniach kolejne wioski na zachodzie strefy. Jak podczas każdej katastrofy. czy klęski żywiołowej zobaczyliśmy, że wysiedlona strefa ma swoje lepsze i gorsze miejsca. Kłęby dymu komponowały się malowniczo w ujęciach z drona z antenami radaru Duga. Płomienie ognia stanowiły tło pejzażu Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. A w tym czasie w zachodniej części zony płonęła wioska za wioską.

Fot. Jacek Domaradzki
Fot. Jacek Domaradzki

Już pewnie nigdy się nie dowiemy o pięknych, zaakcentowanych skośnie polach w okiennicach chat w Budzie-Warowicze (Буда-Варовичi). Nie nacieszymy się ostatnimi poleskimi zagrodami krytymi słomą w Warowiczach (Варовичi). Na zawsze uległy zniszczeniu bogate, przestrzenne oprawy okienne z naczółkami i gzymsami w wiosce Nowy Świat (Новий Мир) czy unikalne chaty z bali w Klewinie (Кливини).

Ostatnie pożary w strefie i kolejna rocznica awarii przypominają nam, by spojrzeć na ten region inaczej. Awaria elektrowni i jej skutki zatrzymała rozwój czarnobylskiego Polesia. Zostały relikty kultury materialnej, przykłady tradycyjnej architektury poleskiej.

Dziedzictwo stygmatyzowane katastrofą, pozbawione pamięci historycznej umiera. Umiera w świadomości społecznej. Jak pokazały ostatnie dni, umiera także fizycznie – w pożarach. Jeśli nie podejmiemy kroków ratunkowych to niedługo jedynymi śladami obecności człowieka na wysiedlonych obszarach pozostaną zarośnięte ślady dróg sprzed awarii i nielegalne zręby lasów z naszych czasów.


Jacek Domaradzki – historyk i antropolog, pilot wycieczek i podróżnik.

Jacek Domaradzki: piętno katastrofy wymazało kulturową tożsamość Polesia