Przyrodnicy pracujący w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia apelują o zrozumienie i nie dotykanie, ale także nie zabieranie fotopułapek. Tylko w ubiegłym roku stracili sześć urządzeń. Oto felieton dr. Siergieja Gaszczaka z Czarnobylskiego Centrum Bezpieczeństwa Jądrowego, Odpadów Radioaktywnych i Radioekologii.
Początek sezonu polowego zawsze jest pełen emocji. Są to zarówno pobudzające świadomość marzenia o nowych trasach, jak i problemy planowania-organizacji, a także niespokojne podsumowania strat. Najmniej chciałbym myśleć o tym ostatnim. Zwłaszcza po świętach.
Jednak zdobyte doświadczenie jest nieubłagane – straty będą i to bez względu na to, jak bardzo byś nie chciał, ale zrób wszystko, aby było ich jak najmniej. Do tego tekstu przyczyniły się wyniki pracy fotopułapek z lat 2012-2020.
Ustawiliśmy kamery, aby badać lokalną „czarnobylską” faunę. Interesuje nas DZIKA (!) przyroda. Ale raz za razem w tej ogromnej, „głuchej” i pozornie opuszczonej na zawsze czarnobylskiej strefie pojawiają się ludzie. I nie tylko na drogach, czy w osadach.
Szczerze mówiąc, większość z nich to pracownicy przedsiębiorstw strefy wykluczenia – leśnicy, melioratorzy, elektrycy, policjanci i koledzy naukowcy. Ale są też osoby nielegalne – stalkerzy, zbieracze rogów i metali szlachetnych, kłusownicy i ogólnie „niezidentyfikowane obiekty dwunożne”.
Poświęcasz czas, wysiłek i pieniądze na rzecz upragnionego materiału naukowego i zostawiasz (a co myślisz!) w głębokim lesie lub na łące – bez żadnego nadzoru i ochrony – sprzęt o wartości 150-200 dolarów (każdy!). A potem się okazuje: tu byli ludzie! Jeszcze bardziej „urocze” jest to, kiedy ci ludzie odkryli twoje urządzenie i poświęcili czas na jego zbadanie. Ale gorzej jest zobaczyć puste miejsce i tylko gwoździe…
W latach 2012-2020 fotopułapki stanęły w ponad 450 punktach. W 88 z nich pojawili się ludzie (łącznie odnotowano 350 przypadków!). Kiepsko, prawda? Wszystkie daleko od drogi. Czasami to tak w głuchych miejscach, że zastanawiasz się: „Po jakiego diabła ich tu przywiodło?!” Niestety w 23 punktach kamery „sobie poszły”. Zabrali je, nie pogardzili. Tylko w 2020 r. sześć sztuk. A to tylko u nas.
W Czarnobylu jeszcze dwie inne grupy pracują z fotopułapkami i spotykają się z tym samym problemem. Już od dawna nie rozmieszczam kamer jak „na filmach National Geographic”. Pokonuję kilometry w poszukiwaniu bezpiecznego punktu, godzinami obmyślam wszystkie warianty. Wpadłem w paranoję – pełzam jak zwierzę, wszyscy mnie obserwują. Aby rozmieścić przy drodze (zwierzęta też lubią drogi) – broń Boże! Aby pozostawić bez maskowania – nigdy! Wymyślając naturalny kamuflaż wyglądam jak idiota! I tak to nie pomaga… Może pomalować na pomarańczowo?
Wkrótce kamery zostaną umieszczone w nowych punktach. Z każdym razem, gdy je zostawiam, patrzę, jakbym ostatni raz na nie spoglądał. A gdy je dostrzegam po powrocie, cieszę się – życie toczy się dalej!
P.S. Jeśli znajdziesz fotopułapkę, nie dotykaj jej. Ona nie jest przeznaczona dla Ciebie. A jeśli naprawdę chcesz, napisz adres, wyślę zdjęcie – bez problemu i z wdzięcznością!
Siegiej Gaszczak