– Niczego pozytywnego Czarnobyl nam nie dał. Tam nie mogło być niczego pozytywnego. On po prostu kolejny raz podkreślił, że bezpieczeństwo jest najważniejsze – mówił w specjalnej rozmowie dla CZARNOBYLive Nikołaj Steinberg, były pracownik elektrowni jądrowej w Czarnobylu, jej główny inżynier od maja 1986 r., przewodniczący Państwowego Komitetu Ukrainy ds. Bezpieczeństwa Jądrowego i Radiacyjnego, a w latach 2002-2006 wiceminister ds. paliw i energii. Był on także członkiem grupy ekspertów, którzy pracowali nad uzupełnieniem raportu INSAG-7 o przyczynach wypadku w Czarnobylu.
Stanisław Adamski: Nikołaju Aleksandrowiczu, od 1971 do 1983 r. mieszkał pan w Prypeci i pracował w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej. Jak wspomina pan miasto przed awarią? Czy podobała się panu praca w elektrowni?
Nikołaj Steinberg: Od razu tyle pytań. Zacznijmy od lasu, piasku, wody, grzybów, dzików, wszystkich uroków dzikiego miejsca. Miasto szybko się budowało, elektrownia trochę wolniej. Uruchomiono energobloki i bloki pracowały. Piękne miasto i miasto róż. Było kiedyś porównanie, w którym mieście Ukrainy jest najwięcej róż. Na pierwszym miejscu był Donieck. Jasne jest, że pod względem liczby go nie prześcignęliśmy. Ale róż było sporo, i wokół elektrowni. Miasto było różami usłane, piękne. Miejsce było cudowne, praca była dobra. Wszyscy byliśmy wtedy młodzi. W ciągu dnia wszyscy chodzili do pracy. Kiedy przyjechała moja mama, to zapytała: „Co to za miasto? Tyle spacerowiczów, kobiet w ciąży, dzieci i nikogo innego!” Taka była rzeczywistość tego miasta. To było najmłodsze miasto na Ukrainie.
Stanisław Adamski: W jakiej części miasta pan mieszkał?
Na początku mieszkałem w pierwszym mikrorejonie, ale kiedy urodziła się druga córka, przeprowadziłem się do samego centrum. To było drugi mikrorejon.
Miasto było różami usłane, piękne. Miejsce było cudowne, praca była dobra. Wszyscy byliśmy wtedy młodzi. W ciągu dnia wszyscy chodzili do pracy. Kiedy przyjechała moja mama, to zapytała: „Co to za miasto? Tyle spacerowiczów, kobiet w ciąży, dzieci i nikogo innego!” Taka była rzeczywistość tego miasta.
Stanisław Adamski: Kiedy pojechał pan do pracy w elektrowni jądrowej w Bałakowie, tęsknił pan za Prypecią?
Tak. To zupełnie inna sytuacja. Rosja – Ukraina. Inny charakter ludzi. Z punktu widzenia przyrody tam tylko step, susza, a tu lasy, woda i tak dalej.
Stanisław Adamski: Kiedy doszło do awarii, pan pracował w Bałakowskiej Elektrowni Atomowej. Kiedy pan się dowiedział o wypadku w Czarnobylu i jakie były pańskie pierwsze myśli?
W tym czasie byłem w Bałakowie zastępcą głównego inżyniera ds. eksploatacji. Pierwszy blok już pracował, drugi bym przygotowywany do eksploatacji i ja odpowiadałem za ten blok. Rano odbyło się spotkanie z monterami i instalatorami. O godz. 7 naczelnik zmiany przekazał mi raport. Tej nocy naczelnikiem zmiany był człowiek, z którym już pracowałem, kiedy byłem naczelnikiem wydziału turbinowego w Czarnobylu. Przekazał mi raport, że wszystko było w porządku w bałakowskiej elektrowni. Skończył raportować, nie było żadnych komentarzy. Powiedział, że „u naszych” nieprzyjemności. Było jasne, co oznaczało słowo „nasi” – Czarnobyl. Coś się stało. Był pożar, dwa wybuchy, dwóch ludzi zginęło i wszystkie kontakty są zabronione. To były pierwsze wieści. W trakcie dnia przyszła już wiadomość z Moskwy: „Sprawdzić instalacje wodorowe” i tak dalej. Na początku myślałem, że coś się stało z generatorem, że był wybuch generatora. To już nasza sprawa. Mój wydział – mówiłem.
Dwa dni później zaczęli przyjeżdżać pierwsi ludzie z Prypeci. Kiedy zobaczyliśmy zabezpieczenie radiacyjne, wagony, w których przyjechali do nas do elektrowni, zacząłem coś podejrzewać. Pełną powagę sytuacji zrozumiałem 1 maja. Wtedy pojechałem na pochód. Przyjechała jedna kobieta – kontrola dozymetryczna, pełna analiza, stoi grupa naszych chłopaków, dyskutują. Podchodzę i szef służby bezpieczeństwa radiacyjnego do mnie mówi, że cała tablica Mendelejewa, wszystkie produkty rozszczepienia, a także srebro-109. Skąd to srebro? Mówią, że nagle zbladłem. Mechanicznie odpowiedziałem, że nie ma reaktora. Czujniki wewnątrz reaktora zawierały bowiem srebro-109. Potem pojechałem do Moskwy do banku w celu zdobycia kredytu na uruchomienie drugiej jednostki. Tam zrozumiałem, że nie wrócę z Moskwy. Dostałem wezwanie. Pieczątka i wezwanie do czarnobylskiej załogi.
Stanisław Adamski: Przyjechał pan do elektrowni 10 dni po wybuchu. Pana dawny dom stał się areną wojny. Jaki pierwszy obraz pan zapamiętał po powrocie do Czarnobyla?
Chodzi o elektrownię czy miasto?
Stanisław Adamski: O elektrownię!
Przed wyjazdem byłem naczelnikiem wydziału turbinowego. W wydziale turbinowym nie używało się słowa „cisza””. Jedna z ośmiu turbin była zawsze uruchomiona. W rzeczywistości działa sześć, dwie są w remoncie. Pierwszą rzeczą, którą, kiedy w nocy wszedłem do hali maszynowej, zapamiętałem, było niebo nad siódmą turbiną. Nie było dachu, świeciły gwiazdy i dusił straszny zapach ozonu. Kiedy byliśmy mali, to naświetlano nas lampami kwarcowymi, a lampy kwarcowe wydzielają ozon. Wtedy wszyscy lubili zapach ozonu. Po tym wszystkim ja go nie znoszę. Cisza. Hala maszynowa długa na 800 metrów. Absolutna cisza. Straszne, niesamowite wrażenie.
Pierwszą rzeczą, którą, kiedy w nocy wszedłem do hali maszynowej, zapamiętałem, było niebo nad siódmą turbiną. Nie było dachu, świeciły gwiazdy i dusił straszny zapach ozonu.
Stanisław Adamski: W raporcie INSAG-7 są dwa artykuły. Jeden jest pańskiego autorstwa. Czy są może jeszcze jakieś nieznane dane, np. dotyczące wyposażenia czwartego energobloku, które mogłoby zmienić nasze postrzeganie przyczyn awarii?
Nie. Już nic nowego nie ma. W 1991 r. grupa specjalistów pod moim przewodnictwem przygotowała raport o przyczynach i okolicznościach awarii. Po 30 latach nie ma żadnych zmian, żadnych nowych danych, poglądów – poza wszelkimi skandalicznymi wypowiedziami. Nasz raport stał się podstawą wspólnego raportu sowieckich instytutów, już pod koniec istnienia ZSRR. I on stał się podstawą raportu INSAG-7. Podsumowano tam awarię pod względem technicznym i organizacyjnym. Po 30 latach nie nastąpiły żadne zmiany. Wszystko inne to wszelkiego rodzaju skandaliczne spekulacje itd.
Stanisław Adamski: W moskiewskich archiwach nie ma niczego więcej?
To nie ma żadnego związku.
W 1991 r. grupa specjalistów pod moim przewodnictwem przygotowała raport o przyczynach i okolicznościach awarii. Po 30 latach nie ma żadnych zmian, żadnych nowych danych, poglądów – poza wszelkimi skandalicznymi wypowiedziami.
Stanisław Adamski: Co do mitów związanych z katastrofą w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Jeden z nich mówi, że personel operacyjny wyłączył wszystkie zabezpieczenia reaktora. To prawda?
Zarzuty formalnie zostały przedstawione na rozprawie sądowej. Spekulanci mówią, że wyłączono zabezpieczenia. Zostało wyłączone jedno zabezpieczenie, ale nie odegrało to żadnej roli podczas awarii. Pozostałe wyłączenia i włączenia zabezpieczeń były w pełni zgodne z regulacjami technologicznymi. To znaczy przepisy określają, w jakim trybie należy to robić, wyłączać, włączać i tak dalej.
Stanisław Adamski: Zabezpieczenie, o którym pan mówi, to zabezpieczenie awaryjnego chłodzenia reaktora?
Nie. Zabezpieczeń w elektrowni jest cały ogrom. To zabezpieczenie przeciwzwarciowe silnika, Zabezpieczenie pompy, zabezpieczenie napięcia generatora itd. Chodzi mi o to, że te zabezpieczenia technologiczne związane są z technologią. Tam nie było żadnych naruszeń poza jednym zabezpieczeniem. To nie było jednak naruszenie i nie zostało ono usunięte przez polecenie głównego inżyniera. Ono nie odegrało żadnej roli w trakcie awarii. Istnieją jeszcze fizyczne zabezpieczenia służące wyłącznie ochronie reaktora pod względem wzrostu mocy. Wszystkie zostały uruchomione.
Stanisław Adamski: One powinny być zawsze włączone.
One były zawsze włączone i ich nikt nie odłączył. To znów tylko bajki ludzi, którzy w ogóle nic nie wiedzą i nie mają odniesienia do rzeczywistości.
Stanisław Adamski: Z pewnością była to straszna tragedia. Ale czy może pan powiedzieć, czy było coś pozytywnego w tym, co dał nam Czarnobyl? Czego nauczyliśmy się po tej tragedii?
Myślę, że niczego pozytywnego Czarnobyl nam nie dał. Tam nie mogło być niczego pozytywnego. On po prostu kolejny raz podkreślił, że bezpieczeństwo jest najważniejsze. To po pierwsze. Po drugie, nigdy nie można zostawiać na później problemów do rozwiązania. To są przyczyny Czarnobyla. To znaczy były podejrzenia, efekty, które tam się pojawiły i doprowadziły do awarii. Taka nasza psychologia – to się nie może stać, ponieważ to nigdy nie może się stać. I to jest taka wewnętrzna świadomość, wewnętrzna niechęć doprowadzenia do końca całej logiki możliwych wydarzeń. Ale to nie jest nic pozytywnego. To lekcja, którą należy po prostu wziąć pod uwagę. Czarnobyl niczego pozytywnego nie mógł dać.
Stanisław Adamski: Jak pan obchodził rocznicę awarii? Wczoraj była Noc Pamięci.
Jestem tu drugi raz. Generalnie nie lubię takich wydarzeń ze względu na ich masowość. Jestem tradycjonalistą – prawdopodobnie jak wielu z nas o godz. 1.23, siadam w kuchni, nalewam sobie i wspominam kolegów.
Stanisław Adamski: Ostatnie pytanie. Czego możemy życzyć panu, a także likwidatorom i mieszkańcom Prypeci?
Nie trzeba nam niczego życzyć. Żebyśmy wszyscy nie utracili pamięci i mogli to przekazywać dalej. Człowiek jest tak zbudowany. On nie jest przygotowany do tego, że coś może być nieprzyjemnego. Mężczyźni muszą być cały czas w gotowości, wiedzieć, rozumieć sytuację. Ja zajmowałem się także waszą elektrownią w Żarnowcu. Tak. To było ponad 30 lat temu. Energetyka jądrowa powinna być bezpieczna i o tym należy myśleć, i tylko dzięki temu wszystko będzie dobrze. Nie można pomijać żadnych drobiazgów. Zwłaszcza, że macie sąsiada. Dorastałem w Kaliningradzie. Byłem mieszkańcem Kaliningradu. On również jest blisko. Tak więc w waszych sukcesach pamiętajcie o naszym złym losie.
Energetyka jądrowa powinna być bezpieczna i o tym należy myśleć, i tylko dzięki temu wszystko będzie dobrze. Nie można pomijać żadnych drobiazgów.
Stanisław Adamski: Dziękujemy za wywiad.
Wywiad został wyemitowany w specjalnym odcinku programu CZARNOBYLive w poniedziałek, 26 kwietnia 2021 r.