Licznik Geigera

Trójlistna koniczynka

Trójlistna koniczyna / Fot. domena publiczna
Trójlistna koniczyna / Fot. domena publiczna

Już od ponad 70 lat ludzkości towarzyszy „trójlistna koniczynka”, czyli międzynarodowy znak ostrzegający przed promieniowaniem. Oto historia znaku, który wywołuje niepokój nawet u osób, które mają blade pojęcie o radioaktywności.

Symbol został wymyślony w 1964 r. przez pracowników laboratorium radiacyjnego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Pierwotnie miał być on przeznaczony wyłącznie do użytku wewnętrznego uczelni. Szybko jednak zyskał międzynarodową karierę.

Wypromowanie symbolu przypisuje się Nelsowi Gardenowi. – Grupa ludzi sugerowała różne motywy, ale największe zainteresowanie wzbudził projekt, który symbolizował promieniowanie emitowane przez atom – mówił.

Dzisiejszy kształt został przyjęty pod koniec lat 50. ubiegłego wieku przez amerykański urząd standaryzacji. Geometria znaku jest ściśle określona. Wewnętrzne kółko ma promień R. Listki „koniczynki”, które rozpoczynają się na promieniu 1,5 x R, a kończą na promieniu 5 x R, są rozstawione co 60 stopni. W górnej części znaku umieszcza się dwa listki, a przedłużenie ich dwóch dolnych krawędzi przechodzi poziomo przez środek kółka.

Jak pisze dr inż. Marek Rabiński w artykule pt. „Historia znaku ostrzegającego przed promieniowaniem”, który ukazał się w pierwszym numerze kwartalnika „Ekoatom” z 2012 r., „wyjściowa wersja przewidywała użycie fioletowego symbolu na niebieskim tle. Wybór niebieskiego uzasadniano tym, że w laboratoriach kolor ten jest stosowany niezwykle rzadko, więc zostanie zminimalizowane niebezpieczeństwo potencjalnej koincydencji z barwą ostrzegawczych przywieszek. Wybór fioletu był wynikiem dość kuriozalnego toku rozumowania – farba tego koloru była wyjątkowo droga, co skutecznie miało zapobiegać przed niebezpieczeństwem powszechnego użycia”.

Taki wariant jednak się nie przyjął z dość prostego powodu. Niebieskie tło nie kojarzy się ze znakami ostrzegawczymi, a ponadto płowieje pod wpływem światła. Wybrano więc opcję z żółtym tłem. Jak zaznacza dr inż. Rabiński: „znak amerykański jest fioletowy na żółtym tle, po wielu latach dopuszczono ewentualność stosowania koloru czarnego w zastępstwie fioletu i ta wersja przyjęła się powszechnie poza Stanami”.

Nowy symbol promieniowania jonizującego / Fot. domena publiczna
Nowy symbol promieniowania jonizującego / Fot. domena publiczna

W 2007 r. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej oraz Międzynarodowa Organizacja Standaryzacji zaprezentowały nowy znak graficzny promieniowania jonizującego. To czerwony trójkąt w czarnej obwódce, na którym umieszczono czarne symbole: „trójlistnej koniczynki”, falujących strzałek, trupiej czaszki i uciekającej osoby. Kolor czerwony zastosowano specjalnie, gdyż zdaniem grupy dzieci, której pokazywano znak, wyraża on lepiej niebezpieczeństwo niż kolor żółty.

Na stronach internetowych MAEA możemy przeczytać, że nowy symbol został stworzony „w celu zmniejszenia niepotrzebnych zgonów i poważnych obrażeń od przypadkowego narażenia na działanie silnych źródeł promieniotwórczych”. Ma on uzupełniać symbol „trójlistnej koniczynki”, który – zdaniem ekspertów – jest mniej intuicyjny i rozpoznawalny wśród osób, które nie zostały zapoznane z jego znaczeniem.

– Nie możemy uczyć świata o promieniowaniu, ale możemy ostrzec ludzi o niebezpiecznych źródłach za cenę naklejki – powiedziała Carolyn Mac Kenzie, specjalista ds. promieniowania MAEA, która uczestniczyła w pracach zespołu przygotowującego nowy symbol.

Pracę nad tym znakiem trwały pięć lat. Instytut Gallupa, czyli najstarszy instytut badania opinii społecznej na świecie, przetestował go na blisko 1700 osobach z 11 krajów, w tym m.in. z Brazylii, Indii, Polski, Ukrainy i USA.

„W odróżnieniu od »koniczynki« czerwony trójkąt od chwili wprowadzenia nie cieszy się przychylnością krytyków. Ich zdaniem nowy znak wymyślono dla niewykształconych głupoli, z których znaczna część i tak szybciej zemrze na chorobę popromienną niż zrozumie o co w tym rebusie chodzi. Znaki ostrzeżeń powinny przekazać przesłanie w jak najprostszy i jednoznaczny sposób, tymczasem nowy znak zawiera więcej elementów składowych niż najbardziej złożone hieroglify” – pisze dr inż. Marek Rabiński i dodaje: „Zaczęły się złośliwe domysły, jak zinterpretowaliby znak przybyli z innych planet archeolodzy, gdy odkopią tablice za dziesiątki tysięcy lat. Różnorodność znaczeń, jakich nośnikiem może być trupia czaszka i skrzyżowane piszczele prowadziła do interpretacji typu: »Jesteśmy nosicielami śmierci«, »Śmierć wyłania się z mogił«, gracze komputerowi zaproponowali – »Uważaj na Wielką Czachę Zmutowanego Zombie-Szkieletora, a tędy jest wyjście na następny poziom«. Wreszcie ktoś pokazał znak siedmiolatkowi uzyskując oryginalne wyjaśnienie – to jest informacja dla piratów i uprawiających jogging, że wentylator jest nad nimi u góry. Lawina rozwinięć tej odkrywczej myśli doprowadziła do wersji »Spieprzaj stąd piracie bo wiatrak nawiewa smrody«.”

Okolice budynku przedszkola we wsi Kopaczi / Fot. Tomasz Róg

Nie zanosi się na to, aby w najbliższym czasie nowy symbol zastąpił słynną „trójlistną koniczynkę”, i to pomimo tego, że pierwotny symbol jest w radosny sposób przekształcany. W Strefie Wykluczenia, a także w kultowej grze komputerowej „Stalker”, najczęściej możemy się spotkać z wersją w kolorystyce żółto-czerwonej. Dr inż. Marek Rabiński tłumaczy to faktem izolacji radzieckiego obszaru kulturowego od źródeł powszechnie rozpoznawalnych na świecie symboli: „W ZSRR przekładano rosyjskojęzyczne szablony, pozbawione jakiegokolwiek zmysłu estetycznego. Forma międzynarodowego znaku ostrzegającego przed promieniowaniem stała się materiałem swobodnych wariacji domorosłych artystów z pracowni propagandy wizualnej na temat rzekomej ikony imperialistycznego wyścigu zbrojeń”.