Licznik Geigera

Arkadiusz Podniesiński: Moim zadaniem jest ocalenie przed zapomnieniem jak najwięcej świadectw katastrofy i ludzkiej tragedii

Arkadiusz Podniesiński / fot. www.podniesinski.pl
Arkadiusz Podniesiński / fot. www.podniesinski.pl

– O Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia powstało już wiele różnych publikacji, jednak o katastrofie w Fukushimie niewiele. Mój album jest jednak wyjątkowy zupełnie z innego powodu. Jako pierwszy próbuję pokazać i porównać skutki obu tych katastrof – mówi w rozmowie z Licznikiem Geigera podróżnik Arkadiusz Podniesiński, autor albumu fotograficznego „HALF-LIFE. Od Czarnobyla do Fukushimy”, który kilka tygodni temu ukazał się na rynku. Jak zaznacza, swoją publikacją chce skłonić do refleksji, „że pomimo zapewnień wielu naukowców, polityków czy firm budujących elektrownie atomowe, katastrofa elektrowni atomowej może się powtórzyć. Mogła się powtórzyć w Fukushimie, może wszędzie indziej. W zasadzie to nie pytanie czy się wydarzy, ale kiedy i gdzie”.

Tomasz Róg: Na początku gratuluję fantastycznego albumu i odzewu pańskich fanów. Zaplanowane 20 tysięcy dolarów udało się zebrać na Kickstarterze w zaledwie 15 dni, a całkowity wynik to kwota blisko 30 tysięcy dolarów na wydanie publikacji. Co dzięki tym funduszom udało się Panu wykonać?

Arkadiusz Podniesiński: Dziękuję. Przede wszystkim wydaniem albumu udało mi się podsumować blisko 10-letnią pracę związaną z dokumentacją skutków katastrofy w Czarnobylu, a później w Fukushimie. Dzięki nadspodziewanie dużej pomocy udało mi się zebrać więcej funduszy niż potrzebowałem, w efekcie czego mógł powstać jeszcze obszerniejszy w formacie i formie album. Dzięki dodatkowym środkom mogłem m.in. użyć papieru premium o wysokiej gramaturze, skorzystać z lepszej technologii druku o wyższej rozdzielczości, a przede wszystkim stworzyć unikalną, ręcznie wykonywaną okładkę albumu.

O Zonie powstało już bardzo wiele albumów. Czego w nich zabrakło, że postanowił Pan wydać swój?

O Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia powstało już wiele różnych publikacji, jednak o katastrofie w Fukushimie niewiele. Mój album jest jednak wyjątkowy zupełnie z innego powodu. Jako pierwszy próbuję pokazać i porównać skutki obu tych katastrof. Ponad 100 pełnostronicowych zdjęć wraz ze szczegółowymi opisami pozwoli czytelnikowi zagłębić się w temat tragicznych skutków nuklearnych katastrof, a także mam nadzieję, wyrobić sobie własne zdanie na temat przyszłości energetyki jądrowej. Oprócz samych zdjęć w albumie, niezwykle cenne i pouczające są eseje napisane przez bezpośrednich i najważniejszych świadków tamtych wydarzeń – byłego prezydenta ZSRR Michaiła Gorbaczowa oraz premiera Japonii Naoto Kana.

Ponad 100 pełnostronicowych zdjęć wraz ze szczegółowymi opisami pozwoli czytelnikowi zagłębić się w temat tragicznych skutków nuklearnych katastrof, a także mam nadzieję, wyrobić sobie własne zdanie na temat przyszłości energetyki jądrowej.

Album otwiera motto: „Zapominanie o Czarnobylu i Fukushimie zwiększa prawdopodobieństwo, że nuklearna katastrofa może wydarzyć się gdzie indziej”. Rozumiem, że pański album ma skłonić do refleksji nad naszą cywilizacją i rozwojem technologicznym?

Oprócz zdjęć dokumentujących skutki katastrof w Czarnobylu i Fukushimie chciałbym, aby album skłonił do refleksji, że pomimo zapewnień wielu naukowców, polityków czy firm budujących elektrownie atomowe, katastrofa elektrowni atomowej może się powtórzyć. Mogła się powtórzyć w Fukushimie, może wszędzie indziej. W zasadzie to nie pytanie czy się wydarzy, ale kiedy i gdzie. Nie jesteśmy bowiem w stanie przewidzieć wszystkich zagrożeń wynikających z katastrof naturalnych, zawodnej techniki czy błędów ludzkich.

Czy awarie w Czarnobylu i Fukushimie możemy porównywać? Przyczyny obu były bowiem różne – na Ukrainie błąd konstrukcyjny, lekceważenie procedur, w Japonii reaktory nie przeżyły gigantycznej fali tsunami.

W obu przypadkach zawinił człowiek, a nie błąd konstrukcyjny czy natura. W przypadku Fukushimy, raport japońskiej komisji parlamentarnej ds. zbadania przyczyn katastrofy, nie zostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości. Katastrofę można było przewidzieć i jej zapobiec. To wielokrotne i poważne zaniedbania ludzkie w kwestii bezpieczeństwa, m.in. dotyczące budowy wyższego falochronu, znane na długo przed trzęsieniem ziemi i gigantyczną falą tsunami, przyczyniły się do katastrofy. Podobnie w Czarnobylu, gdzie winę za katastrofę ponosi przede wszystkim człowiek, przeprowadzając eksperyment z pominięciem wszelkich zasad bezpieczeństwa.

Blisko półtora roku temu rozmawialiśmy o Pana fascynacji Czarnobylem. A proszę powiedzieć, gdy po raz pierwszy znalazł się Pan w japońskiej Zonie, co Pana poruszyło?

Przede wszystkim liczne podobieństwa pomiędzy katastrofami. Wiele osób twierdzi, że obu katastrof nie da się porównać, że obie katastrofy wywołały inne czynniki, że poziom skażenia w Fukushimie był niższy itd. Zawsze odpowiadam im – co z tego, że bezpośrednie przyczyny były inne, skoro rezultat jest niemal identyczny. Skażenie tysięcy hektarów ziemi, ewakuacja tysięcy mieszkańców, zamknięcie miast i wsi oraz wzrost zachorowań na nowotwory. Ukraińcy mieli jeden zniszczony reaktor, Japończycy mają trzy i pomimo upływu siedmiu lat od czasu awarii, wciąż nie mogą sobie poradzić z wydobywającym się z nich radioaktywnym skażeniem. Zachęcam wszystkich zainteresowanych tematyką Czarnobyla i Fukushimy do odwiedzenia Japonii. Zamiast niepełnego, jednostronnego czy wręcz nieprawdziwego obrazu kreowanego przez media lub różne zainteresowane grupy interesów, niech na własne oczy się przekonają jak naprawdę wygląda sytuacja. Zresztą media już dawno straciły zainteresowanie katastrofą w Fukushimie, mają ważniejsze sprawy na głowie. Na szczęście ja jeszcze się trzymam.

W obu przypadkach zawinił człowiek, a nie błąd konstrukcyjny czy natura.

W albumie znalazły się artykuły byłego przywódcy ZSRR Michaiła Gorbaczowa i byłego premiera Japonii Naoto Kana. Czym ich Pan przekonał do tego, aby postanowili podzielić się z odbiorcami albumu swoimi przemyśleniami?

Sądzę, że przede wszystkim blisko 10-letnią pracą nad dokumentacją skutków nuklearnych katastrof oraz zdjęciami, które przez ten czas udało mi się wykonać. To był dość długi i skomplikowany proces, który ostatecznie spowodował, że album ukazał się dużo później niż zakładałem.

Ich wypowiedzi to swoiste spowiedzi. Michaił Gorbaczow napisał, że katastrofa w Czarnobylu, nawet bardziej niż wprowadzenie przez niego pierestrojki, była powodem Związku Radzieckiego. Naoto Kan wspominał najgorsze scenariusze, w których Japonia jako kraj stanęłaby w obliczu zagłady. To mocne słowa.

Obaj przywódcy z racji zajmowanych w tamtym czasie najwyższych stanowisk państwowych posiadali najpełniejszą wiedzę na temat katastrof, zagrożeń, ich rozmiarów i skutków. W oparciu o nią podejmowali kluczowe decyzje dotyczące akcji ratunkowej, a w późniejszym okresie usuwania skutków katastrofy. Inaczej mówiąc, obaj przywódcy dysponowali o wiele większą wiedzą niż reszta społeczeństwa. Nikt inny nie był tak blisko katastrofy, nie widział wszystkiego na własne oczy, nie podejmował tak wiele trudnych i ryzykownych decyzji co oni. Co jeszcze ważniejsze, obaj przywódcy byli wcześniej zwolennikami atomu i dopiero skutki katastrof z jakimi przyszło im się zmierzyć, zmieniły ich pogląd na temat bezpieczeństwa energii jądrowej. Ze zwolenników stali się jej aktywnymi przeciwnikami. Podczas osobistego spotkania z Naoto Kanem miałem okazję dowiedzieć się wielu interesujących i niepublikowanych wcześniej informacji, które pokazują jak niewiele brakowało do prawdziwej katastrofy. Tylko niezwykła odwaga garstki ludzi i szczęśliwy zbieg kilku okoliczności sprawiły, że udało się zapobiec najgorszemu. Można o tym przeczytać w eseju napisanym przez Naoto Kana specjalnie na okoliczność wydania mojego albumu.

Obaj przywódcy byli wcześniej zwolennikami atomu i dopiero skutki katastrof z jakimi przyszło im się zmierzyć, zmieniły ich pogląd na temat bezpieczeństwa energii jądrowej. Ze zwolenników stali się jej aktywnymi przeciwnikami.

Skupmy się teraz na najważniejszej części albumu – zdjęciach. Jaki okres czasu obejmuje publikacja?

Pierwsze zdjęcia przedstawiające skutki katastrofy w Czarnobylu wykonałem prawie 10 lat temu. Fotografowałem opuszczone miasta widma, rozpadające się domy, porzucone przez mieszkańców osobiste przedmioty. Fotografowałem tysiące skażonych pojazdów, maszyn i urządzeń oraz pozostałości prowadzonej akcji likwidacji skutków katastrofy. Rozmawiałem z dziesiątkami ewakuowanych osób, słuchałem wiele poruszających opowieści o ich życiu w cieniu radioaktywnego skażenia. Dzisiaj wiele ze sfotografowanych postaci, miejsc lub przedmiotów już nie istnieje. Ludzie odeszli, domy zawaliły się, przedmioty zostały rozkradzione przez złomiarzy albo turystów. Moim zadaniem było, a właściwie nadal jest – bo usuwanie skutków nuklearnej katastrofy trwa całe dziesięciolecia – ocalenie przed zapomnieniem jak najwięcej świadectw katastrofy i ludzkiej tragedii.

Co było pierwsze – chęć zobaczenia i doświadczenia obu Zon, czy zamysł zrobienia takich zdjęć, które dawałyby świadectwo?

Odwiedzając po raz pierwszy Czarnobylską Strefę Wykluczenia chciałem skonfrontować swoją wiedzę o katastrofie i jej skutkach z tym co zobaczę lub dowiem się na miejscu od bezpośrednich świadków tamtych wydarzeń. Zawsze wolałem poznawać historię poprzez bezpośredni kontakt z miejscem lub jej świadkami niż z telewizji czy książek, zwłaszcza, że skutki katastrofy dotyczyły również mnie i naszego kraju. To co tam zobaczyłem, na zawsze zmieniło moje życie, spojrzenie na katastrofę i skłoniło do zajęcia się tym tematem na dłużej. Dlatego, gdy niedługo później wydarzyła się katastrofa w Fukushimie, od razu wiedziałem, że muszę ją również odwiedzić

W jaki sposób dokonał Pan selekcji zdjęć, które znalazły się w albumie?

Podczas blisko 10-letniej pracy odwiedziłem Czarnobyl i Fukushimę tyle razy, że szybko przestałem liczyć. Dużo prościej sprawdzić, że od tamtego czasu wykonałem kilkadziesiąt tysięcy zdjęć, w efekcie czego posiadam chyba największe archiwum współczesnych zdjęć z obu tych miejsc. Pomimo tego dość łatwo wyselekcjonowałem kluczową setkę zdjęć, które znalazły się w albumie. Oprócz oczywistych walorów artystycznych, przy ostatecznym wyborze pomagali mi również sami odbiorcy, czyli czytelnicy mojej strony internetowej, media i organizacje społeczne proszące mnie o publikację zdjęć albo oceniające zdjęcia jury konkursowe. To ich zainteresowaniem i opiniami kierowałem się przy wyborze zdjęć. Do tego dodałem jeszcze kilkanaście innych zdjęć, tak aby zapewnić spójność merytoryczną łączącą obie katastrofy.

Podczas blisko 10-letniej pracy odwiedziłem Czarnobyl i Fukushimę tyle razy, że szybko przestałem liczyć. Dużo prościej sprawdzić, że od tamtego czasu wykonałem kilkadziesiąt tysięcy zdjęć, w efekcie czego posiadam chyba największe archiwum współczesnych zdjęć z obu tych miejsc. Pomimo tego dość łatwo wyselekcjonowałem kluczową setkę zdjęć, które znalazły się w albumie.

Czy jak robił Pan zdjęcia japońskiej Zony, to czy podświadomie szukał Pan podobnych miejsc do tych z Czarnobyla?

Podobieństwa widoczne są wszędzie i nie trzeba ich specjalnie szukać. Oba miejsca dzieli tylko 25-letnia różnica w stopniu zaawansowania zniszczeń. Rozmawiając o Czarnobylu wielokrotnie spotykam się z opiniami, że po tylu latach niewiele już pozostało z tego miejsca. Większość miejsc i przedmiotów zniszczył upływ czasu, przyroda i turyści, a resztę rozgrabili złodzieje. W Fukushimie dzieje się podobnie chociaż proces postępuje dużo wolniej. Opuszczone domy wciąż pełne są osobistych przedmiotów, niesprzątnięte sklepy pełne są porzuconych produktów. Ostatnim razem zauważyłem już pierwsze przypadki włamań i kradzieży. W zasadzie Fukushima to taki drugi Czarnobyl tylko 25 lat wcześniej.

Jakie spostrzeżenia w porównaniu z czarnobylską Zoną przywiózł Pan z Japonii? Ja mam takie wrażenie, oczywiście tylko na podstawie fotografii, ale ze zdjęć zrobionych w Japonii bije chyba większy optymizm.

Zaskoczyło mnie, że w Fukushimie władze nie poddają się tak jak zrobiły to władze ZSRR w przypadku Czarnobyla. Pomimo upływu siedmiu lat cały czas prowadzone są prace dekontaminacyjne, dając nadzieję na powrót wielu mieszkańcom Fukushimy. Starałem się to również pokazać na niektórych moich zdjęciach. Niestety zdecydowana większość ludzi nie chce wracać do miejsc, w których mieszkali przed katastrofą, nie wierząc w zapewnienia rządu, że sytuacja ulega poprawie a promieniowanie spada. Większość młodych mieszkańców już dawno opuściła Fukushimę i nie zamierza do niej wracać. Założyli rodziny, mają dzieci i chcą żyć z dala od radioaktywnego skażenia.

Jaki jest stosunek do porzuconego dziedzictwa Japończyków? Czym Pana zdaniem różni się ich stosunek do Zony w porównaniu do Ukraińców?

Różnice kulturowe, gospodarcze i geograficzne sprawiają, że Japończycy mają większą szansę na powrót do normalności niż mieli Ukraińcy. Gęsto zaludniona, o stosunkowo niewielkiej powierzchni Japonia nie może sobie pozwolić na stratę tak dużego obszaru, nie może tak łatwo i trwale relokować blisko 200 000 mieszkańców. Na każdym kroku widoczna jest ogromna determinacja Japończyków, aby oczyścić skażone tereny i przywrócić je ich prawowitym właścicielom. Każdego dnia tysiące pracowników oczyszcza tereny położone wokół uszkodzonej elektrowni, a rząd przeznacza na ten cel miliardy dolarów rocznie. Moim zdaniem, prędzej czy później przyniesie to efekt. Nawet jeśli nie wrócą starzy mieszkańcy to prawdopodobnie przybędą nowi.

Zaskoczyło mnie, że w Fukushimie władze nie poddają się tak jak zrobiły to władze ZSRR w przypadku Czarnobyla. Pomimo upływu siedmiu lat cały czas prowadzone są prace dekontaminacyjne, dając nadzieję na powrót wielu mieszkańcom Fukushimy.

Czy w japońskiej Zonie były miejsca, których nie mógł Pan fotografować?

W Fukushimie jest wiele miejsc do których trudno jest się dostać, są to przede wszystkim najbardziej skażone miejscowości położone w najbliższym sąsiedztwie uszkodzonej elektrowni. Gdy jednak uda się uzyskać niezbędne pozwolenia, to zazwyczaj wykonywanie zdjęć jest dozwolone. W zasadzie jedynym miejscem, do którego najtrudniej się dostać, jest sama elektrownia, w której wciąż trwają prace mające usunąć wypalone paliwo czy też zatrzymać wyciek radioaktywnych substancji do oceanu. Sytuacja wciąż jest niebezpieczna, prace dalekie od zakończenia, a ich skuteczność często wątpliwa. W konsekwencji władze elektrowni nie są chętne dzielić się żadnymi informacjami z dziennikarzami czy fotografami – zwłaszcza, że ma to bezpośrednie przełożenie na późniejsze decyzje mieszkańców, którzy od sytuacji w elektrowni uzależniają swój powrót do pobliskich miast.

I na koniec. Czy w albumie jest takie zdjęcie lub zdjęcia, które są dla Pana szczególnie bliskie?

Jest ich kilka, ale nie chciałbym wskazywać konkretnych. Przede wszystkim są to zdjęcia miejsc lub osób, które już dzisiaj nie istnieją. Zmarły lub uległy zniszczeniu. Dzięki tym zdjęciom mogę powiedzieć, że ocaliłem pewną część historii od zapomnienia.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Dziękuję.


Arkadiusz Podniesiński – podróżnik, fotograf, filmowiec i nurek techniczny. Od 2008 r. zajmuje się dokumentacją fotograficzną Strefy Wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Odwiedził ją już kilkadziesiąt razy. Jest twórcą dwóch filmów dokumentalnych z cyklu „Alone in the zone”. Autor licznych artykułów i zdjęć poświęconych Czarnobylowi i Fukushimie w prasie drukowanej i internetowej, a także autor i bohater wielu telewizyjnych reportaży dla takich stacji jak TVN, TVN24, Planete, ARD czy TBS. Autor serwisu internetowego www.podniesinski.pl.


Album „HALF-LIFE. Od Czarnobyla do Fukushimy” można kupić na stronach internetowych www.podniesinski.pl. Specjalnie dla czytelników serwisu Licznik Geigera autor publikacji przygotował 20-procentową zniżkę. Aby z niej skorzystać, wystarczy podczas zamawiania albumu wpisać hasło rabatowe: RAB20PROC.

Arkadiusz Podniesiński: Czarnobyl to bardzo ciekawa lekcja historii