To nie początek bajki, ale bardzo prawdziwa i dramatyczna historia z Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia. To opowieść o kolejnym, negatywnym skutku pożarów, które ostatnio „szalały” w rezerwacie – zniszczeniu domów i siedlisk wielu gatunków zwierząt.
Czasami zapominamy, że zwierzęta także lubią wygodę. Ogrodzona drutem kolczastym strefa wykluczenia stała się może nie rajem, ale bezpieczną przystanią dla wielu dzikich gatunków, które znalazły tam swoje domy w koronach drzew, pod ziemią, ale także w różnych budynkach, które po awarii w 1986 r. opuścili ludzie.
I tak w wyższych budynkach mieszkalnych i gospodarczych chętnie gniazdują ptaki, w podziemiach można spotkać lisy, borsuki czy jenoty. A pod dachem starych farm, stajni i stodół swoje miejsce odnalazły zwierzęta kopytne.
Oto stary, samotny koń Przewalskiego, który mieszkał w solidnej, drewnianej stajni. Było przytulnie i bezpiecznie. Często odwiedzali go inni czworonożni przyjaciele. Wszystko udokumentowała fotopułapka, którą ustawili czarnobylscy naukowcy.
Ale 22 kwietnia ciemne chmury na horyzoncie nie przyniosły deszcz, ale dym i ogień. Z domu kopytnego seniora pozostały zgliszcza. I nie ma on teraz gdzie się ukryć… Smutno…