Licznik Geigera

Siergiej Akulinin: dzięki turystom Sławutycz będzie się rozwijać

Fot. Jacek Domaradzki
Fot. Jacek Domaradzki

– Po premierze serialu pt. „Czarnobyl” zainteresowanie Zoną wzrosło trzykrotnie – mówi Siergiej Akulinin. Były pracownik czarnobylskiej elektrowni, likwidator skutków awarii i wieloletni organizator wypraw do strefy wykluczenia w rozmowie z Licznikiem Geigera zaznacza, że według jeszcze nieoficjalnych danych w ubiegłym roku Czarnobyl odwiedziło blisko 125 tysięcy osób. Podkreśla, że według niektórych szacunków w 2020 r. może tam pojawić się nawet 200 tysięcy turystów. Dodaje, że najważniejsze dla niego i mieszkańców Sławutycza to wykorzystanie tego potencjału i przyciągnięcie do miasta jak największej liczby osób, bo dzięki temu Sławutycz będzie się rozwijać.

Tomasz Róg: Ubiegły rok w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia był rekordowy pod względem liczby turystów. Jak może Pan ocenić ostatnie 12 miesięcy?

Siergiej Akulinin: Tak, to prawda. Po premierze serialu pt. „Czarnobyl” zainteresowanie Zoną wzrosło trzykrotnie. Wcześniejsze lata to po kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie. Teraz pojawiło się kilka ciekawych liczb. Ta ostatnia to około 125 tysięcy.

Poziom 100 tysięcy został więc mocno przekroczony.

Tak.

A jakie są przewidywania na 2020 rok?

Pojawiają się takie twierdzenia, że w tym roku do Zony może przyjechać 200 tysięcy osób. Jakie działania są podejmowane w tym kierunku? Jest wiele problemów natury organizacyjnej. Jeśli one wszystkie zostaną rozwiązane, to oczywiście liczba turystów wzrośnie.

Nie możemy jednak zapominać o tym, że strefa wykluczenia to miejsce zamknięte, więc przebywając w niej należy spełniać wiele wymogów. Po pierwsze – porządek, po drugie – cały system wydawania zezwoleń, a po trzecie – kontrola dozymetryczna.

Pojawiają się takie twierdzenia, że w tym roku do Zony może przyjechać 200 tysięcy osób.

Zona staje się coraz bardziej dostępna? Nie boi się Pan, że zostanie ona zadeptana?

Jest takie rosyjskie przysłowie, które mówi: „Lepiej raz zobaczyć, niż sto razy usłyszeć”. W Zonie funkcjonuje 21 wyznaczonych tras turystycznych. Zostały one skontrolowane przez dozymetrystów, którzy je przebadali i powiedzieli, gdzie można bezpiecznie się poruszać. Do strefy nie można sobie tak po prostu przyjechać i pospacerować. Potrzebny jest transport i przeszkoleni ludzie, którzy wiedzą, gdzie można pójść, a gdzie poruszanie się jest niedozwolone. Oczywiście są też stalkerzy, którzy chodzą tam, gdzie nie jest to dozwolone, ale nie możemy ich porównywać do oficjalnych grup, które poruszają się po wyznaczonych trasach.

To dobrze, że Zona staje się coraz bardziej popularna? Pytam o pański punkt widzenia, jako byłego mieszkańca Prypeci, byłego pracownika elektrowni i osoby od kilkudziesięciu lat związanej z tym miejscem.

Elektrownia nie zajmuje się całą Zoną. Ale warto powiedzieć o tym, że w elektrowni udostępniono kilka tras dla turystów. W ramach jednej z nich można odwiedzić nawet sterownię czwartego energobloku. Dla elektrowni to z jednej strony popularyzacja tematu, a z drugiej strony biznes – pieniądze i podatki. A ponieważ personel elektrowni w większości mieszka w mieście Sławutycz, to jest to dla nas korzystne. Główne zadanie dla nas to przyciągnięcie jak największej liczby turystów. Nie chodzi nam jednak o to, by oni jechali bezpośrednio do strefy, ale aby także przyjechali do Sławutycza – obejrzeli to miasto i przez chwile w nim przebywali. W Sławutyczu można m.in. zobaczyć współczesne ukraińskie miasto, pójść do muzeum czy spróbować dobrej kuchni. Dzięki obecności turystów nasze miasto będzie mieć pieniądze i będzie się rozwijać.

Główne zadanie dla nas to przyciągnięcie jak największej liczby turystów. Nie chodzi nam jednak o to, by oni jechali bezpośrednio do strefy, ale aby także przyjechali do Sławutycza – obejrzeli to miasto i przez chwile w nim przebywali.

Nie pozostaje mi więc nic innego jak zaprosić czytelników do Sławutycza. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.


Siergiej Akulinin był mieszkańcem Prypeci, obecnie mieszka w Sławutyczu. Przez wiele lat pracował w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, a po awarii w 1986 r. był likwidatorem jej skutków. Jest przewodnikiem i jednym z pierwszych organizatorów wypraw do Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia. 

Polskim czytelnikom jest znany m.in. z książki pt. „Czarnobyl. Oko w oko z życiem”. Waldemar Siwiński, który jako jedyny polski dziennikarz obserwował proces sądowy załogi czarnobylskiej elektrowni, opisał w książce także historię jego rodziny. Siergieja Akulinina mają szansę poznać na wyprawach do Zony klienci warszawskiej Strefy Zero.