Niebawem minie 35 lat od awarii w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Czy wykorzystano ten czas na weryfikację różnych hipotez dotyczących jej skutków i na rzetelne analizy zdrowotności na terenach Polski?
Jeszcze do tej pory w niektórych mediach pojawiają się doniesienia o katastrofalnych dla Polaków skutkach awarii w Czarnobylu. Jest wiele osób, które straciły kogoś z bliskich, u kogo stwierdzono po roku 1986 chorobę nowotworową i którym lekarz powiedział, że przyczyną było skażenie promieniotwórcze. Są rodzice dzieci obciążonych wadami wrodzonymi, którzy odpowiedzialnością za to obarczają owo feralne wydarzenie. Nikomu zaś nie przychodzi do głowy użalać się na niemal 10-krotnie wyższą dawkę promieniowania naturalnego, czy około 1,5 razy wyższą dawkę promieniowania związanego z rentgenowską diagnostyką medyczną.
Nie ma żadnych wiarygodnych doniesień o zauważalnych zdrowotnych następstwach awarii czarnobylskiej. Dotyczy to zarówno skutków wczesnych i bezpośrednich, jak też odległych, takich jak wady wrodzone lub nowotwory. Dawki, jakie otrzymali Polacy były tak małe, że nie mogą prowadzić do żadnych uchwytnych klinicznie skutków. Dotyczy to również możliwości zachorowań na raka tarczycy u dzieci, dodatkowo ograniczonej podaniem profilaktycznych preparatów jodowych (płyn Lugola); ewentualność ta nie może być stwierdzona w żadnych badaniach epidemiologicznych. W sumie rozpowszechniane wielokrotnie, głównie w środkach masowego przekazu opinie o katastrofalnych następstwach zdrowotnych awarii czarnobylskiej w Polsce nie znajdują żadnego uzasadnienia w obiektywnych faktach. Na pewno spowodowały one powszechny lęk, obawy przed przyszłością i liczne inne szkody psychologiczne i nie tylko (np. aborcje).
Średnia dawka na całe ciało, jaką w ciągu 70 lat otrzymamy w Polsce w wyniku awarii czarnobylskiej, wynosi 0,9 mSv, czyli jest mniejsza od 70-letniej dawki promieniowania naturalnego sięgającej około 170 mSv. Dla porównania, dawki kilku milisiwertów rocznie są dopuszczalne dla osób zawodowo zatrudnionych przy promieniowaniu, a dawką graniczną w szczególnych przypadkach (osoby uczestniczące w ratowaniu życia ludzkiego) jest jednorazowo 500 mSv. Dopiero dawki powyżej ok. 200 mSv można uważać za szkodliwe (choć nie zabójcze), a zgony na chorobę popromienną zaczynają się pojawiać się przy około 1000 mSv i to przy założeniu, że poszkodowanemu nie udziela się pomocy lekarskiej. Ryzyko wystąpienia zmian dziedzicznych na tle mutacji popromiennych jest w Polsce znikomo małe.
Należy także podkreślić, że często oceny przedstawiane w popularnym dyskursie opierają się na bardzo pesymistycznych i naukowo nieuzasadnionych założeniach. Pierwszym z nich jest hipoteza, że każda dawka promieniowania szkodzi. Takie założenie przyjmowane do dziś w ochronie radiologicznej nie znajduje rzetelnego uzasadnienia w zakresie małych dawek i prognozy na nim oparte są zawyżone. Po drugie, za podstawę powyższych ocen bierze się wyniki programu Life Span Study (LSS), opisujące skutki napromieniowania w Hiroszimie i Nagasaki, gdzie dawki i moce dawki były nieporównanie większe (a więc i skutki bardziej dramatyczne).
W najbliższym CZARNOBYLive oddamy głos wybitnemu autorytetowi w sprawach energii jądrowej. Naszym gościem w niedzielę, 28 marca, będzie prof. Andrzej Strupczewski – wiceprezes Stowarzyszenia Ekologów na Rzecz Energii Nuklearnej SEREN, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Jądrowego i rzecznik energetyki jądrowej w Narodowym Centrum Badań Jądrowych, ekspert ds. bezpieczeństwa jądrowego Komisji Europejskiej i Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Zapraszamy punktualnie o godz. 19:00.
Autor opracowania: Jacek Domaradzki